Polska
|
917
|
Stany Zjednoczone
|
46
|
Niemcy
|
40
|
Serbia
|
2
|
Francja
|
1
|
Indonezja
|
1
|
Rosja
Oto bonus. Czyli kontynuacja tego pierwszego. I dedyk dla Oli. Dziękuje za wszystko.
Rozdział 2
Siedziałam na fotelu, obserwując
nieprzytomnego Rena, leżącego na kanapie. Jakim cudem go tu przytargałam? Bóg
raczy wiedzieć. Kurka. Waży prawie półtora raza tyle co ja. Chociaż jakby nie
patrzeć, jestem wyjątkowo lekka. 50 kilo w wieku 16 lat. To nie jest normalne.
Z tych jakże filozoficznych wynurzeń na temat
własnej osoby wyrwał mnie głośny jęk. Spojrzałam tam i odkryłam że ten pacan w
końcu się obudził.
- Co się
stało?- spytał, trudem skupiając na mnie wzrok.
-
Przyłożyłam ci. Trzeba przyznać że twardą masz tą łepetynę.- odparłam.- Jakim
cudem wyszedłeś z lustra?
- Pojęcia
nie mam. Może, gdy je zbiłaś, złamałaś pieczęć.- mruknął, drapiąc się po
głowie.
- Za dziwne
to dla mnie poskarżyłam się, jednocześnie szukając w kieszeniach dzwoniącej
komórki.- Halo?
- Hej, Ame!-
rozległo się w słuchawce.- Tu Jane. Masz chwile?
- Pewnie.
Stało się coś?- spytałam.
- To nie
jest sprawa na telefon.- w głosie mojej kumpeli pobrzmiewał słabo skrywany
smutek.- Możemy spotkać się w „ Victory” za 15 minut?- zaproponowała.
- Jasne. Do
zobaczenia.- pożegnałam się i odłożyłam telefon na blat.- Wstawaj.- rzuciłam do
Rena.- Zaraz wychodzimy.
- A mogę
zostać?- zapytał z nadzieją.
-Mowy nie
ma. Idziesz ze mną.- zaśmiałam się, idąc do swojego pokoju. Wygrzebałam z szafy
długie jeansy i luźną siwą koszulkę. Ubrałam się i wróciłam do salonu.- Taa…
Trzeba skombinować ci jakieś normalne ciuchy.- powiedziałam do chłopaka i
pobiegłam do sypialni taty.
Wpatrywałam się w równo wiszące
garnitury. Dzięki Bogu jestem na tyle niska, by bez kłopotu wejść do szafy. W
końcu, gdzieś na dnie, znalazłam czarne jeansy i granatową bluzkę na długi
rękaw. Dziękowałam niebiosom, że tata zachował ciuchy z czasów, kiedy byłam
malutka. Zeszłam do Rena i rzuciłam w niego ciuchami.
- Idź to
przymierz.- rozkazałam. Nie zadowolony chwycił ubrania i zniknął w łazience.
Swoje kroki skierowałam na przedpokój. Znalazłam stare śniegowce taty i jego
kurtkę zimową.
- To też mam
założyć?- rozległo się za mną. Wystraszona podskoczyłam do góry. Obejrzałam się
i zmarszczyłam brwi.
- Nie strasz
mnie więcej.- warknęłam i podałam mu rzeczy oparłam się o kredens i zaczęłam
ubierać buty. Co mnie podkusiło, żeby kupić kozaki na obcasach?! Złamię nogę,
ot co. Włożyłam jeszcze kurtkę i odgarnęłam brązowe loki z twarzy.
Po około 15 minutach dotarliśmy na
miejsce.
- Hej, Am!-
przywitał mnie barman.- Kim jest twój kolega?
- Hejka,
Luck!- uniosłam rękę.- To Ren, mój przyjaciel z dzieciństwa.- skłamałam.
Odkąd zaczęłam uczyć się magii dość
często łgałam i, o dziwo, wychodziło mi to perfekcyjnie. Jedyną osobą, która
wyczuwała, że nie mówię prawdy była moja matka, ale co poradzić. Zna mnie
lepiej niż ktokolwiek inny
- Jane już
przyszła?- spytałam, zdejmując kurtkę.
- Nie wiem.
Mam dzisiaj urwanie głowy.- powiedział.
Rozejrzałam się po kawiarni i
westchnęłam. Jak w każdą sobotę pary i rodziny, chcące spędzić razem czas,
okupowali większość stolików. Wolne zostały co najwyżej dwa, w kącie przy
kominku i przy oknie.
Znów stwierdziłam, że Luck ma
świetny gust. Sam urządzał kawiarnie i wyszła mu wręcz fenomenalnie. Dwie
ściany pokrywała drewniana boazeria i delikatne, zielone pnącza. Na każdym
stoliku stała świeczka o pysznym zapachu czekolady. Lada zastawiona była
ciastami i ciasteczkami. Na półkach stały filiżanki, wysokie szklanki i
talerzyki. Pozostałą ścianę z wejściem z jednej strony zajmowało okno. Po drugiej widniała namalowana postać kobiety,
trzymającej w wyciągniętych dłoniach wieniec laurowy. Była to stosunkowo nowa
ozdoba. Nie chwaląc się, to ja byłam autorką. I byłam z siebie dumna.
- Masz
babeczki jagodowe?- spytałam z nadzieją.
- Pewnie
masz na nie chętkę, co?- zaśmiał się.- Są na zapleczu.
Już po kilku minutach przede mną
wylądował talerz z kilkoma jagodowymi babeczkami i szklanka latte machiato.
- Proszę bardzo.
Pyszne babeczki i latte machiato na koszt firmy.- puścił mi oczko i odszedł
zając się innymi gośćmi.
Wgryzłam się w słodycz i
uśmiechnęłam. Jak ja kocham te pyszności, pieczone według przepisu Alex,
dziewczyny Lucka.
- Nie jedz
tyle bo przytyjesz.- przed oczami mignęła mi ręka Rena, a na talerzu zabrakło
kolejnego ciastka.
Prychnęłam i spojrzałam na niego
wilkiem.
- Nie
kradnij.- syknęłam.
Nagle ktoś zakrył mi oczy.
- Zgadnij
kto to.- usłyszałam tuż przy uchu.
- Siemka
Jane.- przywitałam się, zdejmując jej dłonie.
- No hej. A
to kto?- spojrzała wymownie na chłopaka.
- Ren,
przyjaciel z dzieciństwa.- przedstawiłam go.
- Em… Ame…
Myślałam, że pogadamy w cztery oczy.- moja przyjaciółka spuściła wzrok.
- O niego
się nie martw. Umie dochować tajemnicy.- uspokoiłam ją.
- A… OK…
Więc… Bo…- jąkała się.- Moi rodzice się rozwodzą.- wydukała w końcu.
Dobra, przyznaje. Mało nie spadłam z
krzesła. Państwo Jordan byli najbardziej zgranym małżeństwem, jakie znałam.
Chociaż co mogę o tym wiedzieć ja… Dziewczyna z rozbitej rodziny. Do tego
ucząca się wiedźma.
- Ej. Tylko
mi się nie rozklejaj.- zawołałam, kiedy w jej oczach pojawiły się łzy.- Moi
rodzice też się rozwiedli i żyję. Lepiej niżby mieli się kłócić.- pocieszyłam
ją, uśmiechając się.
- Może masz
rację, ale…- i moje uspokajania diabli wzięli. Rozryczała się.
- Wiem, że
to boli, ale nie masz co płakać.- wtrącił się Ren.- Jeśli podjęli decyzję, nic
z tym nie zrobisz.
- Ej! Nie
mówiłam, że masz się nie odzywać!- wrzasnęłam.
Uniosłam rękę, chcąc rąbnąć go w głowę i wtedy
wszystkie szklanki poszybowały w górę i porozbijały się o ściany. Oniemiałam.
- Ups.-
wyjąkałam, drapiąc się po głowie.
|
1
|
środa, 12 lutego 2014
Lustro: Rozdział 2
Dziękuje wam za te 1011 odwiedzin. Byłam w całkowitym szoku. Oto statystyka.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Kolejne twoje opowiadanie które uwielbiam *.*
OdpowiedzUsuńDo tego opowiadania też cię przycisnę. Jeżeli porzucisz pisanie tej powieści, przygotuj się na bolesną i przedwczesną śmierć. / Twoja kochana Ula <3
OdpowiedzUsuń