piątek, 23 czerwca 2017

IM:AA: Część 9


# Godzinę później #

* Star *

Rhodey: Ale jak to zamieniła się w dziecko?!

James wytrzeszczył oczy, tuż po tym jak Tony skończył tłumaczyć jemu i Pepper sytuacje. Podczas całej dyskusji siedziałam na podłodze, próbując przyzwać cokolwiek. Moja główna zdolność, która do tej pory nie sprawiała mi żadnych trudności, teraz wymagała kilku minut i maksimum skupienia. Co oznacza, że w walce jestem bezużyteczna. Wyciągnęłam ręce i spróbowałam poruszyć klucz francuski leżący na blacie roboczym. Nawet nie drgnął. Burcząc przekleństwa, podniosłam się na nogi, podreptałam do stolika, chwyciłam narzędzie i cisnęłam nim w James'a. Uchylił się, farciarz.

Rhodey: Dlaczego próbujesz mnie zabić, cholero?!

Star: Bo jestem dzieckiem. Nie chce nim być! Nie chce! Nie chce! Nie chcę!

Z każdym słowem tupałam nogą, jak rozpuszczony bachor, wprawiając mojego kuzyna w stan śmiechu wariata. Spróbowałam zmiażdżyć go wzrokiem, ale rozczulony okrzyk Pep utwierdził mnie w przekonaniu, że nie wyszło.

Pepper: Ależ jesteś teraz urocza! Słodziutka!.

Kucnęła naprzeciw mnie i zaczęła szczypać policzki. Ej! Spróbowałam się wyrwać, ale ona pisnęła i porwała mnie w objęcia. Zaczęła dusić moją skromną osobę w uścisku, rozwodząc się nad tym jak uroczo wyglądam. Chciałam zwiać, ale za każdym razem, jak choć trochę rozluźniłam jej objęcia zaciskała ramiona dwa razy mocniej. W końcu dałam sobie spokój i obrażona czekałam aż jej się znudzi. Po jakichś piętnastu minutach przestała miażdżyć mi żebra i opadła na fotel, sadzając moje drobne ciałko na swoich kolanach.

Pepper: Co zamierzacie zrobić?

Tony: Sensowne pytanie. Star?

Star: A co możemy zrobić? Zawieź mnie do Instytutu! Potrzebuję pomocy Profesora.

Piętnaście minut później siedziałam zapięta w zaimprowizowanym na szybko foteliku, bo, cholera, byłam za drobna nawet na sześciolatkę. Irytujące. Przez całą drogę bawiłam się telefon, próbując wykminić kto i dlaczego sprawił, że tak wyglądam. Bo to na pewno nie byłam ja. Nie znałam nikogo, kto potrafił kontrolować wiek innych. Mystique zmieniała co prawda wygląd, ale tylko swój. Może w Instytucie będą coś wiedzieć. Liczyłam też, że znajdą sposób, żeby to odkręcić, bo nie uśmiechało mi się zostać w tej formie do końca życia. Rzuciłam telefon na siedzenie obok i podciągnęłam pod siebie moje patykowate nogi, obejmując jej ramionami. Położyłam brodę na kolanach i zamknęłam oczy, pogrążając się w myślach. Wróciłam do sprawy kradzieży i zabójstw, szukając jakiegoś wspólnego wątku. Analizowałam miliony scenariuszy naraz, szukając jakiejś bardziej prawdopodobnej teorii. Miałam nieodparte, irytujące wrażenie, że coś mi umyka. Tylko co?

Pepper: Star?- poczułam szturchnięcie w ramię i gwałtownie poderwałam głowę, wracając do rzeczywistości.- Dojechaliśmy.- Pepper uśmiechnęła się lekko i pomogła mi wyplątać się z pasów i wysiąść z auta.

Tony stał przed bramą, rozmawiając z kimś przez interkom. Kiedy podeszłyśmy bliżej rozpoznałam głos Susan. Doskoczyłam bliżej, odepchnęłam kuzyna i, stając na palcach, wcisnęłam czerwony guziczek.

Star: Susan?- zawołałam wesoło.- Mówi Star. Starfire Stark. Możesz nas wpuścić? Mam chyba mały problem!

Brama otworzyła się, a ja z dumą wmaszerowałam na teren Instytutu. Niewiele się tu zmieniło od mojej ostatniej wizyty. No, może przybyło tych pseudo-rzeźb, które w razie potrzeby strzelały celniej niż nieraz ja. Cały czas śledziłam je uważnie, bo już kiedyś próbowały mnie pozabijać, kiedy wymknęłam się nocą z Instytutu i właziłam przez ogrodzenie.

Pchnęłam ciężkie drewniane drzwi i pierwsza wkroczyłam do holu, gdzie czekała już Storm. Kobieta na mój widok zrobiła zabawną minę, coś na kształt zaskoczenia wymieszanego z rozbawieniem i doprawionego zrezygnowaniem.

Storm: W coś ty się znowu wpakowała, Star?- zapytała, kręcąc głową, jakby rozmawiała z wyjątkowo krnąbrnym bachorem. Zaraz jednak przeniosła uwagę na moich towarzyszy.- Ty musisz być Anthony.- chwyciła dłoń mojego kuzyna, z tym swoim czarującym uśmiechem.- Starfire wiele nam o tobie opowiadała. Jestem Susan, ale możesz nazywać mnie Storm.

Tony: Miło mi panią poznać.- prychnęłam, kiedy Tony zaczął odgrywać role idealnego dżentelmena, całując dłoń kobiety.- Jeśli mam być szczery, Starfire nigdy nie wspominała mi o pani.- czarowałby pewnie dalej, gdyby nie Pepper, która z pewnością niedelikatnie nadepnęła mu na stopę.

Star: Dobra robota, Pep.- pochwaliłam, uśmiechając się do przyjaciółki szeroko.- Su, poznaj najwspanialszą osobę, jaką spotkałam…

Pepper: Patricia Angela Pots, ale proszę mówić mi Pepper.- wcięła mi się w zdanie, zupełnie ignorując moje złowróżbne spojrzenie.

Storm: Witajcie w Instytucie Charlesa Xaviera.- znów weszła w role idealnej gospodyni.- Star, Profesor X na pewno będzie chciał z tobą porozmawiać.- skinęłam tylko głową i miałam ruszyć w kierunku jego biura, ale drzwi otworzyły się i do holu wjechał wspomniany mężczyzna.

Profesor X: Witaj ponownie, Starfire.- skinął mi głową i podjechał do Pepper i Tony'ego.- Miło mi was poznać, Pepper, Tony. Nazywam się Charles Xavier i jestem właścicielem tego miejsca. Możecie nazywać mnie po prostu Profesorem. Susan pokaż im proszę Instytut. Ja chciałbym porozmawiać z Starfire.

Gestem pożegnałam się z przyjaciółmi i ruszyłam za mężczyzną do jego gabinetu. Będąc w środku od razu wdrapałam się na wygodny, choć z mojej obecnej perspektywy, jakby nieco większy fotel. Milczałam, pozwalając by Profesor zapoznawał się z tą sprawą poprzez moje wspomnienia i przemyślenia. Nerwowo bawiłam się palcami, czekając na werdykt.

Profesor X: Musisz dać mi trochę czasu, Starfire.- powiedział w końcu, a ja poderwałam głowę.- Znam kogoś kto powinien być w stanie ci pomóc. Na razie zostań w Instytucie wraz z przyjaciółmi. Poinformowałem już Storm, aby przygotowała dla nich pokoje. Twój stoi nieruszony.- z wdzięcznością skinęłam głową i opuściłam gabinet. Ruszyłam korytarzami, mając cichą nadzieję, że nie zgubie się po drodze i znajdę swój stary pokój, ewentualnie Tony'ego z Pep albo kogoś znajomego. I jak na zawołanie zderzyłam się z kimś.

Star: Patrz jak łazisz, klejnocie Ciemnogrodu!- fuknęłam podnosząc głowę i rozpoznając jednego z moich dobrych znajomych.- Bobby! Dobrze cię widzieć.- poderwałam się do pionu i przytuliłam do niego, a właściwie jego nóg. Poczułam jak odsuwa mnie od siebie, chwyta pod pachami i unosi na wysokość swojej twarzy.

Bobby: Star?- zapytał z niedowierzaniem, a ja ochoczo skinęłam głową.- Skurczyłaś się czy jak? Znaczy się, zawsze byłaś kurduplem, ale teraz to już przesada. Znowu jakiś chory eksperyment czy zalazłaś za skórę komuś, komu nie powinnaś?- miał za pewne jeszcze wiele pytań, ale kopnęłam go celnie, a kiedy mnie puścił wylądowałam w kucki na podłodze.

Star: Nawet jeśli tak wyglądam, wciąż jestem sobą.- burknęłam.- I nie zapominaj o tym.

Bobby: Dobrze, dobrze. Przepraszam.- zaśmiał się i poczochrał mi włosy.- Gdzie zmierzasz i czy wiesz jak tam trafić?

Star: Zmierzam do swojego pokoju i nie, nie wiem.- przyznałam, a chłopak tylko roześmiał się i chwycił mnie za rękę, ruszając korytarzami.

Bobby: W takim wypadku zaprowadzę cie, ale żądam rekompensaty w postaci wyjaśnień.- oznajmił, a ja z lekkim chichotem ruszyłam za nim. Fajnie wrócić do Instytutu.

środa, 1 lutego 2017

Istoty: Rozdział 7


Stała pośrodku ogromnej zacienionej komnaty, chociaż mogłaby przysiąc, że chwile temu leżała na swojej ławce słuchając monotonnego wykładu Capricona na temat Wielkiej Wojny Domowej w Królestwie Fiore. Może i był to interesujący temat, ale nie dla osoby, która to wszystko widziała. Ba, nawet sama walczyła po stronie rebeliantów.

Tuż przed nią rozciągała się szklana ściana oddzielając drugą połowę sali. Wbiła wzrok w ciemność, kiedy zauważyła jakiś ruch. Albo tak jej się przynajmniej wydawało. Oparła dłoń na szybie, na drugiej rozpalając drobny płomyczek. I nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zapłonęły również niewidoczne w ciemności pochodnie. Oślepiona nagłym blaskiem Nemu, zacisnęła powieki, unosząc je dopiero po chwili.

Spojrzała na szklaną ścianę i z okrzykiem przerażenie cofnęła się gwałtownie. Po drugiej stronie stała bowiem ona, lub przynajmniej jej bardzo dokładna kopia. Różniła się od oryginału tylko niepokojąco szerokim uśmiechem, plamami rdzawej krwi, pokrywającymi całe ciało i srebrnym nożem, zaciśniętym w prawej dłoni. U stóp sobowtóra leżał wianuszek trupów, każdy z wyciętym na twarzy „wiecznym uśmiechem”.

- Nie…- szepnęła chrapliwie prawdziwa Istota, zamykając oczy i zaciskając palce we włosach.- Nie, nie, nie, nie!- powtarzała w kółko, cofając się. Zrobiła jedynie kilka kroków, kiedy zahaczyła o coś nogą i przewróciła się na zimną, mokrą posadzkę. Tuż obok z głośnym brzdękiem upadł trzymany wcześniej przez sobowtóra nóż,a tym, co spowodowało upadek okazało się ciało Natsu.

Ogarnięta szokiem dziewczyna ponownie spojrzała na szybę, tylko po to, by z przerażeniem odkryć, że to jedynie lustro, a jej odbicie patrzy na nią z tą samą grozą i zdezorientowaniem. Łzy zebrały się w jej oczach, więc schowała twarz w dłoniach, zaraz jednak cofnęła je i z obrzydzeniem wpatrzyła się w, pokrywającą je, krew, która powoli mieszała się z kapiącymi z twarzy łzami.

- Oto twoja przyszłość, dziecko.- usłyszała tuż za sobą i, odwróciwszy się, dostrzegła wysoką, przeraźliwie chudą, kobietę o pięknych złotych lokach. Niestety tylko to w niej było piękne. Całą twarz, zresztą szarą i pomarszczoną, pokrywały wypukłe blizny, a w jadowicie zielonych oczach czaiło się coś mrocznego.- Jesteśmy takie same, moja mała.- oznajmiła i roześmiała szaleńczo, rozpadając w pył.

- NEMU!- głos Stinga i zimna woda spływająca po karku wyrwała ją z koszmaru. Przerażona zerwała się na równe nogi, przewracając krzesło i samej się o nie potykając.

- O Boże, o Boże, o Boże!- powtarzała w kółko, wpatrując się w swoje dłonie, pokryte teraz jedynie granatowym tuszem do pióra.- O mój pieprzony Boże.

- Ej, Nemuś, co jest?- spanikowany blondyn przyklęknął obok, powoli chwytając jej ręce i zamykając w swoich.- O nie, tylko nie to. Błagam cie, wszystko tylko nie to. Tylko nie płacz.

- Co?- wydukała głupio i wyrwała jedną dłoń, by dotknąć policzka i stwierdzić, że rzeczywiście jest mokry. Zanim zrobiła cokolwiek więcej, przejęty przyjaciel przyciągnął ją do siebie i przycisnął jej twarz do swojej bluzy.

- Już dobrze. Już wszystko dobrze. Nie płacz. Jestem przy tobie.- powtarzał cichym, kojącym głosem, kiwając się z nią w przód i w tył.- Natsu, ja i Rogue, a nawet Gajeel nie damy zrobić ci krzywdy. Tak?

- Tak.- wymamrotała i spróbowała uwolnić się z uścisku, ale nie było to proste.- Możesz mnie wreszcie puścić?

- Ale tak przyjemnie się ciebie trzyma.- wymruczał, chowając twarz w jej włosach.

- Sting!- jęknęła rozbawiona, a on, jak na złość zacieśnił uścisk. Niesamowite, jak szybko poprawił jej nastrój. Był lepszy niż kubełek lodów i ulubiona playlista.- Puszczaj mnie wreszcie.- uszczypnęła go boleśnie w bok, a chłopak z dzikim, dziewczęcym piskiem odskoczył gwałtownie tył.- Piszczysz jak dziewczyna.

- To bolało, Nemuś.- zaskomlał.- Zetnij pazury, wiedźmo.

- Długo jeszcze zamierzacie ślęczeć na tej podłodze, jak dzieci specjalnej troski?- rozległo się od drzwi. W progu stał wyszczerzony od ucha do ucha Natsu, nonszalancko oparty o framugę.- Czekamy już dobre piętnaście minut.

- Nie moja wina.- oznajmił Sting, zaraz potem zwiewając za różowowłosego, przed morderczą aurą dziewczyny.- To Nemuś ma koszmary.

- Znowu?- spojrzał zaniepokojony na siostrę, ale ona tylko wzruszyła ramionami.- Nemu, wiesz, że to nie jest dobry znak.

- Lepiej od ciebie.- prychnęła.- Ale to tylko głupie sny. Jeszcze wróżbitą nie jestem. Nie zakładaj, że jak mam koszmary to zaraz czeka nas koniec świata.

- Marudna jesteś.- stwierdził w końcu, obracając się i ruszając za blondynem, który już zdążył się już ulotnić.- Okres masz?- zapytał złośliwie, a siostra zaserwowała mu mocny cios w tył głowy, rumieniąc się wściekle.- A teraz to wyglądasz jak pomidor.- wystawił jej język i rzucił się do ucieczki, ratując się przed gniewem siostry.

Pomknęła za bratem, wykrzykując pod jego adresem obelgi, we wszystkich językach, jakie znała, nie rezygnując nawet z łaciny klasycznej. Mijani nauczyciele krzyczeli za nimi, że nie wolno biegać po korytarzach, ale rodzeństwo nie zwróciło na to najmniejszej uwagi. W końcu dotarli do głównych drzwi. Natsu cudem wyhamował tuż przed schodami, ale Nemu nie miała tyle szczęścia. Wpadła na brata i oboje z dzikim wrzaskiem stoczyli się po kamiennych stopniach, wprost pod nogi Lucy i Erzy.

- Nemu, złaź!- jęknął Dragneel unieruchomiony przez siostrę, siedzącą mu na plecach.- Ciężka jesteś!

- Ja ciężka?!- oburzyła się i zdzieliła brata w głowę, chwile później lądując tyłkiem na bruku, kiedy to Natsu, mając dosyć miażdżenia płuc, zrzucił siostrę.- To bolało.- jeszcze przez chwile mierzyli się groźnymi spojrzeniami, by nagle wybuchnąć śmiechem.

- Można wiedzieć czego się naćpaliście?- zapytała ostrożnie szkarłatnowłosa, przerywając atak wesołości.

- Niczego. To po prostu kretyni.- wtrącił się Gajeel razem z pozostałymi podchodząc do bliźniąt i jednym ruchem stawiając Nemu na nogi.

- Kogo nazywasz kretynem, gwoździu?!- oburzył się Salamander z zamiarem rzucenia się na przyjaciela, ale groźne spojrzenie Erzy usadziło go w miejscu.

- Zmieniając temat.- wtrąciła się Lucy, zwracając głównie do różowowłosej.- Chodzą słuchy, że niedługo macie urodziny. Prawda czy fałsz?

- Ano prawda.- przytaknęła dziewczyna, zakładając włosy za ucho.- Dokładnie to w najbliższą środę.

- Dobra, dobra. Później pogadacie. Musimy lecieć.- zniecierpliwiony Kurogane przerzucił sobie przyjaciółkę przez ramię niby wór kartofli i ruszył do wyjścia, całkowicie zlewając jej wrzaski i wściekłe szamotanie.

Stary magazyn na obrzeżach Magnolii, już od pierwszego tygodnia został ulubionym miejscem paczki przyjaciół. Umieszczony z dala od innych zabudowań, zapewniał tak przez nich pożądaną niejawność, a duży metraż odpowiednią ilość miejsca na treningi. W środku już siedział wysoki, szczupły chłopak z niebieskimi włosami i czerwonym tatuażem pod okiem.

- Jellal!- rozradowana Nemu rzuciła się do przodu, by przywitać przyjaciela.- Kiedy przyjechałeś?

- Razem z ojcem kilka dni temu.- poklepał dziewczynę lekko po głowie.- Cześć, siostrzyczko.- rzucił do Juvii, salutując niedbale, na co odpowiedziała ty samym.

- Skoro jest nas ośmioro, proponuje mini turniej.- zaproponował Rogue, opierając się o filar.- Zwycięzca wybiera film w sobotę.- dodał, przypominając przy okazji o umówionym wieczorze filmowym.

Pomysł nie wywołał kontrowersji i, po losowaniu par, rozpoczęli trening. Jako pierwsi zmierzyć się mieli Jellal i Juvia. Dzięki swojej szybkości chłopak szybko obezwładnił przyrodnią siostrę i stanął za nią, kładąc palce na jej gardle. Kolejny pojedynek stoczyli Sting i Wendy, a dziewczynka, szczycąca się zwinnością i sprytem, zdołała wykiwać starszego kolegę. Również starcie Rogue i Natsu skończyło się szybko, zwycięstwem różowowłosego.

Ostatni z pojedynków należał do Nemu i Gajeel'a. Oboje stanęli naprzeciw siebie, a Cheney rozpoczął pojedynek. Chłopak od razu przeszedł do natarcia i, zmieniwszy swoją prawą rękę w ogromny miecz, zaatakował szerokim półkolistym cięciem. Nemu nawet nie drgnęła, a kiedy ostrze dotknęło jej skóry, rozpłynęła się w powietrzu, materializując w kilku różnych miejscach.

- Miraż.- mruknęła pod nosem Juvia.- Szybko to opanowała.

Istota Żelaza nie opuścił jednak gardy i jednym, szybkim ruchem posłał po nożu w stronę każdej kopii. Tylko jedna stojąca w rogu odskoczyła w bok i rozpaliła na dłoniach płomień. Tym razem to ona natarła pierwsza i, wykorzystując swoją zwinność, zaczęła uderzać w pokrytą żelazną zbroją skórę przyjaciela. Lewa ręka zamieniona w buławę ugodziła ją w brzuch i odsunęła, ale chwyciła się jej rękami i wysłała kilkanaście impulsów elektrycznych o małej mocy, ale wystarczającej by rozkojarzyć przyjaciela. Wtopiwszy się w podłogę, przeniosła się tuż obok, wynurzyła i już miała położyć palce na jego gardle, kiedy poczuła coś ostrego na szyi.

- Mam cię.- Kurogane uśmiechnął się przerażająco, a Nemu z kwaśną miną uniosła ręce w geście kapitulacji.

Ostatecznie ich mini turniej zakończył się zwycięstwem szybkości Jellala nad niszczycielską naturą ognia Natsu, więc sobotni wieczór spędzili w salonie bliźniaków, oglądając Ant Man, którego nie wiadomo skąd Nemu skołowała na DVD.