wtorek, 16 grudnia 2014

Anioły: część 3

A oto bardzo spóźniony rozdział. ale wreszcie jest coś nowego. Mam trochę urwanie głowy więc dzisiaj krótko.




Część 3

-Jesteś gotowa?- spytał Dante, spoglądając na, biegającą po całym mieszkaniu, przyjaciółkę.

-Chwila.- odpowiedziała po raz kolejny Alex, wrzucając do torby kolejne rzeczy.- I już.- zawołała, zamykając walizkę.

            Kiedy dotarli na lotnisko, chłopak skierował się do jednego z wielu barów.

-Gdzie ty idziesz?!- krzyknęła za nim brunetka.

- Głodny jestem.- odparł wesoło, zakładając ręce za głowę.

- Jak zwykle.- wymamrotała załamana dziewczyna, pochyliła głowę i pomasowała palcami skronie. Po chwili namysłu pobiegła za nim.

            Czterdzieści minut później siedzieli już w samolocie, rozmawiając o wszystkim.

- Słodka jesteś jak się uśmiechasz.- oznajmił nagle.

            Zaskoczona i zawstydzona ukryła twarz za włosami, a jej policzki pokryły rumieńce.

-Chyba zgłupiałeś do reszty.- stwierdziła po chwili, trącając go w ramię.

- Wcale nie.- zaprzeczył.- Naprawdę jesteś słodka.- poczochrał jej czuprynę i uśmiechnął się radośnie.

            Uderzyła go w głowę, nie przejmując się zaciekawionymi spojrzeniami współpasażerów. Dante mówił jej to tak lekko, jakby dyskutował o pogodzie. Kompletnie ignorował fakt, że wtedy staje się zażenowana. Chyba jednak niepotrzebnie się przejmuje. To przecież tylko jej najlepszy przyjaciel. Chyba… Nigdy nie umiała określać relacji międzyludzkich… Zresztą. Co ją tak nagle wzięło na rozmyślania? To wszystko wina Axel’a. Zdecydowanie.

            Potrząsnęła głową, odsuwając myśli na bok, i wbiła wzrok w okno. Powoli wznosili się coraz wyżej i wyżej. Mimowolnie przypomniała sobie czasy, kiedy mogła bezkarnie używać własnych skrzydeł. Latanie było jej ulubionym zajęciem i bardzo często to robiła. Aż do tamtej sprawy. Zacisnęła pięści, a usta ułożyła w wąską linię.

            Z nieprzyjemnych wspomnień wyrwał ją ciężar na ramieniu. To Dante przez sen oparł o nią głowę. Uśmiechnęła się delikatnie i zamknęła oczy. Po chwili sama odpłynęła.



Mam nadzieje, że wam się podoba.

sobota, 22 listopada 2014

IM:AA: Część 4

Witam was serdecznie w tym wyjątkowym dla mnie dniu. Otóż...
Shija: Dziś mija równy rok od założenia tego oto bloga.
Miałaś się nie wcinać. Zresztą. Dziękuje serdecznie wszystkim, Którzy kiedykolwiek  tu weszli i czytali. Specjalne podziękowania kieruje do:
1. Uli- za wsparcie i wiarę we mnie od samego początku.
2. Weronice- za wysłuchiwanie moich bzdur i ustawianie mnie do pionu.
3. Pieguskowi- za ocenianie szczerze tych moich wypocin i cierpliwość
4. TonyPepper- za cudownego bloga i ciepłe słowa.
5. Pepper- za wspaniałe opowiadania i nasze krótkie dyskusje na GG.
6. Annie Katari- za genialne teksty, mam szczerą nadzieje, że odezwiesz się na GG: 50999911
7. Pep Pots- za nowiutką historie i wenę.
8. Wszystkim anonimowym- za ciepłe słowa.
Shija: Dużo tych podziękowań.
Cicho być. To przecież pierwszy rok. Musiałam podziękować za okazane wsparcie. A oto rozdział










Część 4


# Star #


            Otworzyłam szeroko oczy i próbowałam zrozumieć, co on do mnie mówi. Niestety, mój mózg udał się chyba na spoczynek, bo przyswojenie tego zajęło mi dobre pięć minut. Przycisnęłam palce do skroni.


Star: Musimy się z nią pogodzić. I to szybko.


            Tony tylko kiwnął głową. Problem polegał na tym, że kompletnie nie miałam pomysłów. Zazwyczaj mi ich nie brakowało, a teraz pustka. Nagle doznałam olśnienia. Niemal słyszałam w głowie anielskie chóry śpiewające „Alleluja”. Zanuciłam pod nosem i zaklaskałam w dłonie. Jestem geniuszem, jestem geniuszem! Ignorując szokowane spojrzenia kuzyna, odtańczyłam taniec zwycięstwa. Jego wzrok mówił jasno, że waha się czy nie zamknąć mnie w psychiatryku.


            Przecież za dwa dni Pep ma urodziny. Wtedy też ściągnę ją do zbrojowni, jeśli będzie trzeba siłą, i Tony da jej Rescue. Ja będę musiała potem pomyśleć nad jakimś prezentem. Najważniejsze, że rozwiążemy problem zbroi i ruda nam wybaczy. Chyba. Mam nadzieje. Przedstawiłam pomysł Tony’emu.


Tony: Może zadziała. Ale żeby wyrobić się z poprawkami, będę musiał pracować 24 godziny na dobę.


Star: Przepraszam ja cię bardzo. Przy jednym z projektów nie spałeś dwa tygodnie, więc dwa dni to nie problem. Poza tym pomogę ci.


Tony: Chyba ci jednak za pomoc podziękuje.


Fuknęłam na niego, jak obrażona kotka. On tylko wzniósł oczy ku niebu i wziął się do pracy. Ja natomiast wróciłam do zabawy fotelem.


& 2 dni później &


# Pepper #


            Wracałam ze szkoły, smutna, zła i osamotniona. Dziś kończę osiemnaście lat, a wszyscy najwidoczniej zapomnieli. Tata wyszedł zanim wstałam, a Gene mnie bezczelnie unikał. Zaczęłam nawet żałować, że pokłóciłam się z kuzynostwem i Rhodey’m. Weszłam do domu, a cisze przerwał dzwonek telefonu stacjonarnego. Niechętnie podniosłam słuchawkę.


Pepper: Tak?


- Pepper? Dzięki Bogu, cię złapałam. Mówi Star. Błagam pomóż nam! Są kłopoty! Duża grupa z Magi! Tony potrzebuje pomocy, a Rhodey’ego wcięło. Pomożesz?


            Star wyrzucała z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego, a w jej głosie brzmiał strach. Wahałam się tylko przez sekundę.


Pepper: Leć do niego. Będę w zbrojowni za minutę.


            Wybiegłam z domu i pędem rzuciłam się w kierunku zbrojowni. Po chwili wpadłam do środka. Zatrzymałam się, zaskoczona. Otaczała mnie ciemność, żadnego nawet najmniejszego światełka.


Pepper: Hej! Jest tu ktoś?!


            Nagle wszystkie światła rozbłysły.


- Wszystkiego najlepszego, Pepper!


            Zamrugałam kilka razy. Tony, Star i Rhodey stali na środku pomieszczenia, z szerokimi uśmiechami. Brunetka rzuciła mi się na szyje.


Star: Sto lat, Sto lat, rudzielcu!


Pepper: Okłamałaś mnie.


            Próbował udawać obrażoną, ale szeroki uśmiech dziewczyny upewniał mnie, że kompletnie mi to nie wychodzi.


Tony: Gdyby tego nie zrobiła, nie przyszłabyś.


Star: Nie wcinaj mi się!


            Spojrzałam na niego strapiona, ale ciepły błysk w jego niebieskich oczach dodał mi otuchy.


Pepper: Tony, Star, ja… Ja… Tak bardzo was przepraszam.


            Stark podszedł, odsunął kuzynkę i przytulił mnie. Star wyglądała, jakby miała mu za moment wydłubać oczy.


Tony: Nie przejmuj się tym. Było- minęło. Wszystkiego najlepszego.


Star: Odsuń się, Tony! Ja pierwsza daje jej prezent!


            Wręczyła mi nieduże pudełko i ponownie uściskała. Zważyłam prezent w dłoni, zastanawiając się, co jest w środku. Szybko zerwałam ozdobny papier i z zaskoczeniem wyjęłam malutki odtwarzacz w barwie fiołków.


Star: Masz tam coś koło 250 piosenek. Tak, J.A.R.V.I.S.?


J.A.R.V.I.S.: Dokładnie 248 utworów.


Star: Możesz wgrać jeszcze coś około stu.


Pepper: Łał. Dzięki.


            Od Rhodey’ego dostałam perfumy i bransoletkę. Tony za to zasłonił mi oczy i poprowadził gdzieś. Krocząca obok, Star nuciła bezsensowną melodyjkę i co jakiś czas podskakiwała. Nagle zatrzymaliśmy się, a Tony zabrał dłonie z mojej twarzy. Przede mną w specjalnej komorze, stała zbroja, którą widziałam ostatnio.


Tony: Oto Rescue. Stworzona specjalnie dla ciebie. Nazwę możesz oczywiście zmienić.


            Z radosnym okrzykiem rzuciłam mu się na szyję. Obejmując mnie, obrócił się kilka razy. Kiedy się od niego odsunęłam, zobaczyłam na twarzy Star podstępny uśmieszek.


Star: Co powiesz na jazdę próbną? Oczywiście polecimy z tobą. W razie gdyby zbroja nawaliła.


Tony: Nic nie ma prawa nawalić. W końcu to mój projekt.


            Równocześnie zmrużyłyśmy oczy, patrząc na niego wilkiem, a Rhodey wymamrotał coś w stylu „znowu się zaczyna”.


Pepper: Zawsze coś może nie wyjść.


Star: Zbyt wierzysz swoim wynalazkom, kuzynie


Tony: Ja nie popełniam błędów.


Pepper: Twoje ego jest większe od zbrojowni.


Star: Poprawka, Pep. Ono jest większe niż cały Nowy York.


Tony: Przesadzacie. Ej, Rhodey! Może byś mi pomógł?


Rhodey: Sorry, stary. Twoja kuzynka to diabeł wcielony, Pepper jest niebezpieczna dla otoczenia, a ja chce jeszcze pożyć.


Star, Pepper: Ej! To było wredne!


            Kiedy wreszcie opuściliśmy zbrojownie, mogłam wreszcie zobaczyć, co Star miała na myśli, mówiąc o najwspanialszym uczuciu na świecie. Po raz pierwszy poczułam się tak wspaniale wolna. Kawałek przede mną leciał Iron Man, a za mną Dark Angel. Nagle Star zrównała się ze mną, zrobiła salto i poleciała do przodu. Jej wielkie, czarne skrzydła błyszczały w słońcu. Wylądowaliśmy na chwile na dachu Empire State Building. Usłyszałam głos Rhodey’ego.


Rhodey: Wracajcie. Pepper leci na rezerwie.


            Znów wzbiliśmy się w powietrze.




Jeszcze raz za wszystko dziękuje. Do następnego.

środa, 12 listopada 2014

Tora z Duchów: 4

Część, wszystkim! Dawno mnie tu nie było. Ale co poradzić. Trzecia gimnazjum tonie przelewki. Chociaż jak znam życie w liceum będzie jeszcze gorzej.
Shija: Skup ty się na rozdziale!
tak. Tak. A wiec dzisiaj kolejny fragment Tory. Zaczyna się prawdziwa historia. Przestałam bawić się wstępami.
Shija: Kończymy gadanie. Dziś rozdział dedykuje Uli i TonyPepper. Dzięki za pomoc w zmuszaniu jej do roboty.
Jesteś irytująca.






4

 

Ocknęłam się w sali szpitalnej. Spróbowałam usiąść, ale ktoś puknął mnie lekko w czoło i ułożył z powrotem. Ze zdumieniem odkryłam, że to mów starszy brat, Axel.

- Masz odpoczywać.- rozkazał.- Naprawdę. Nie rozumiem, co ci siedzi w głowie. To miejsce jest niebezpieczne. Dlaczego jeszcze nie odeszłaś? Rodzice mogą wysłać cie do najlepszej, prywatnej szkoły w kraju, ale ty wolisz gnieść się w tej dziurze. Doprawdy. Ja, na twoim miejscu...- dalej już go nie słuchałam. Wielki panicz. Nie potrafi zrozumieć, że dobrze się tu czuje.

Nagle coś do mnie dotarło. Rozejrzałam się zestresowana, ale nigdzie go nie widziałam. O kurcze, kurcze, kurcze! Zgubiłam! Jak można zgubić coś tak dużego?! Rozumiem wisiorek, ale miecz!

- Czego szukasz?- zwróciłam wzrok na brata.- Tego miecza?- pokiwałam energicznie głową. Axel wstał i wyszedł, by po chwili wrócić z moim partnerem. Porwałam miecz z jego rąk i mocno przytuliłam.

- Siva!- krzyknęłam radośnie.

- Część, księżniczko.- przywitał się.- Jak się czujesz?

- Dobrze jest. Martwiłeś się?- zapytałam z błyskiem w oku.

- Chyba wolałbym żebyś kopnęła w kalendarz.

W skrzydle szpitalnym spędziłam jeszcze dwa dni. Axel siedział ze mną 12 godzin na dobę i cały czas nadawał jaka to ja jestem głupia. Siva był przy mnie i powstrzymywał przed zabiciem braciszka.

Chwyciłam pierwszą lepszą książkę i zwinęłam się w fotelu. Mój partner w formie ostrza leżał na biurku, a brat siedział na łóżku, przyglądając się mojemu planowi zajęć.

- Masz zdecydowanie za dużo wolnego czasu.- stwierdził.- I gdzie lekcje etykiety? A jazda konna? Gra w polo?- był tym dziwacznie poruszony.- Cóż za barbarzyńskie miejsce. Jak możesz tak żyć?

- Jeszcze słowo, a ja go zabije.- burknął Siva.

- Oj, nie wkurzaj się.- skrzywiłam się słysząc głośny skrzek. Nie wiem, skąd Axel dorwał ten klakson, ale jak nie przestanie go używać straci zęby. Ma go ze dwa dni, a użył już 158 razy. Zawsze, kiedy nie mówiłam jak dama.

Tak prawdę mówiąc dopiero teraz zauważyłam jak zmienił mi się zasób słów. W dzieciństwie byłam uczona, by wysławiać się jak panienka z dobrego domu, ale kiedy trafiłam do zakonu zaczęłam używać języka potocznego. I dobrze mi z tym.

- Hej, Tora! Tora!- głos brata wyrwał mnie z rozmyślań.

Axel pochylał się nade mną z pobłażliwym uśmiechem. Jego jasne, przydługie już, włosy opadały mi na twarz, a jego niebieskie oczy pobłyskiwały. Znowu poczułam się dziwnie. Odepchnęłam go i skuliłam się. W myślach przywołałam obraz rodziców.

Brat i tata mieli blond czupryny, mama czarną jak smoła, a ja jedną wielką pomarańczową szopę. Oczy ojca były zielone jak świeża trawa, matka i Axel mogli pochwalić się błękitem, a moje tęczówki były w dwóch różnych kolorach. Lewa- złota, a prawa- całkowicie czarna.. Czyli zupełnie nie przypominałam reszty.

Nagle usłyszałam krzyki z korytarza. Zerwałam się na równe nogi, chwyciłam Sivę i spojrzałam na brata.

- Zostajesz.- rozkazałam zimnym głosem.

Wypadłam za drzwi i zaczęłam przepychać się między innymi. Dotarłam do głównego holu, gdzie pod ścianą leżała skąpana we krwi Brianna. Tuż obok klęczała zapłakana Taylor, potrząsając przyjaciółką.

- Brian! Brian, proszę! Otwórz oczy!- powtarzała w kółko.

Przyklękłam po drugiej stronie martwej i sprawdziłam jej puls. Kiedy tylko dotknęłam zimnej skóry Brianny, zaczęło kręcić mi się w głowie. Przed oczami zatańczyły mi mroczki. Zamrugałam, żeby się ich pozbyć, ale nie pomogło. Ciemność pochłaniała mnie coraz bardziej, aż w końcu odleciałam całkowicie.
 
 
 
 
Jeszcze jedno. Wolicie szczęśliwe czy smutne zakończenia? Liczę na odpowiedzi.

niedziela, 12 października 2014

Hybryda: Rozdział 1

Żyje! Ja wciąż żyje!
Shija: Cicho być! Leń parszywy! Żeby o blogu zapomnieć!
Przecież już cie przeprosiłam. Nie masz nic lepszego do roboty, niż sterczenie  nade mną jak kat!
Shija: Do roboty! Nie zrzędź tyle!
Drogie czytelniczki! Szalenie przepraszam za opóźnienie. Nie zapomniałam o blogu, ale brak czasu robi swoje. Jeszcze raz przepraszam. Dzisiaj dedykacja dla Oli i Pieguska.





           Wszedł do biura i oparł się o ścianę, wodząc znudzonym wzrokiem po pomieszczeniu. Mężczyzna za biurkiem uśmiechnął się życzliwie, znad dokumentów.
- Witaj, Christoper. Napijesz się czegoś?- zapytał uprzejmie, odkładając długopis.
- Skończ gadać bez sensu. Do czego mnie znowu potrzebujecie?- warknął chłopak, zakładając ręce na piersiach.
      Christoper Rocks był marzeniem nie jednej dziewczyny. Przydługie włosy w barwie piasku sterczały w każdym możliwym kierunku i opadały na czoło. Zimne, przeszywające spojrzenie granatowych oczu zdawało się przewiercać przez ciało na wylot. Czarny strój zabójcy opinał smukłą, wysportowaną sylwetkę. Jednak jego charakter pozostawiał wiele do życzenia. Milczący, powściągliwy, wiecznie pogrążony we własnym świecie. Nie uśmiechał się odkąd Ona zniknęła. Tak bardzo mu Jej brakowało.
- Masz wielki talent. Masz 17 lat i już jesteś jednym z naszych najlepszych morderców. Dlatego szef uważa, że tylko ty możesz ją zabić. Tylko uważaj. To hybryda.- urzędnik podał mu brązową kopertę formatu A4.- W środku masz wszystkie informacje i zdjęcie celu. Powodzenia.- wrócił do uzupełniania papierów, dając tym samym znać, że rozmowa skończona.
      Wychodząc z gabinetu, Chris zaśmiał się cicho.
- Hybryda, co? Będzie ciekawie.
            * Tym czasem *
- Jak to ,,wyszła''?!-  po całej agencji rozniósł się wrzask Seren, opiekunki nowicjuszy.- Przez tą dziewczynę przedwcześnie wyłysieje!
     Siedząca na dachu, uciekinierka zachichotała pod nosem. Seren znowu dramatyzuje.
       Aria Stan odgarnęła za ucho kosmyk rudych włosów z dwoma zielonymi pasemkami po obu stronach twarzy i położyła się, przymykając duże, szaroniebieskie oczy, okalone długimi, gęstymi rzęsami. Uśmiech sam wkradł się na jej bladą twarz. Uniosła dłonie i zaklaskała parę razy. Wreszcie wyrwała się z tego więzienia. Poprawiła krótkie, jeansowe spodenki i czarną koszulkę z okiem Horusa. Powinna niedługo znów wybrać się na zakupy. Z ochroniarzem. Nie mogła zaprzeczyć, bywała nierozważna. I lekkomyślna. I naiwna. Ale, na litość boską, nie pamiętała większości swojego życia! Jej wspomnienia sięgały trzy lata wstecz i na tym koniec. Z wcześniejszego okresu pozostał jej jedynie głos, mówiący: ,,Nie zostawie cie, Aria''. Ilekroć się bała przywoływała ten głos i lęk znikał. Jej życie miało dwa cele. Odnaleźć młodszą siostre i spotkać właściciela tamtego głosu. I dokona tego, choćby miała skończyć żywot w wieku 16 lat. Tak postanowiła.
- Aria...- przepełniony gniewem głos Seren wyrwał ją z zamyślenia.
- O! Jednak mnie znalazłaś.- zaskoczona podniosła się i otrzepała ubrania.
- Ja ci dam tak znikać!- kobieta złapała ją za nadgarstek i zaczęła holować do klapy, prowadzącej do budynku.-  Zacznę cię chyba na smyczy prowadzać! Same kłopoty!
- Mówiłaś to już tysiące razy.- zaśmiała się Aria.- Wiesz, że nie lubię być zamknięta. W tamtym laboratorium trzymali mnie w klatce.- bolesne wspomnienia zmyły jej uśmiech.- W końcu jestem hybrydą.
       Spojrzała na swoje dłonie, wymieniając wszystkie cechy, które różniły ją od innych. Szybkość, siła, wyostrzone zmysły. Dzięki temu była wręcz doskonałym szpiegiem. Brakowało jej jedynie doświadczenia. I rozwagi.
        Weszły do sali treningowej, a Seren oceniła ją wzrokiem.
- Idź się przebrać i do roboty.- nakazała po chwili.
       Aria westchnęła głośno, ale wykonała polecenie. Będąc już w swoim pokoju, wygrzebała z szafy czarne legginsy i obcisłą szarą koszulkę. Ubrała się, w biegu zakładając granatowe trampki i czarne, skórzane rękawiczki bez palców. Wróciła na hale, gdzie nowicjusze rozpoczęli już swój trening. Jak zwykle podeszła do Jinty, który pełnił role jej opiekuna, kiedy wychodziła na miasto. Wszystko przebiegało zupełnie normalnie, by nie rzec nudno. Rozgrzewka, bieg na 1000m, ćwiczenia gimnastyczne i na sam koniec walka wręcz.
- Hej, Aria.- zagadnął w pewnym momencie, próbując kopnąć ją w bok.
- No?- spytała, przeskakując nad jego nogą i atakując pięścią w twarz.
- Wybieramy się dziś na miasto?- z dziecinną łatwością zablokował jej atak. Powalił ją na plecy i pokręcił głową z dezaprobatą.
- Miasto może być.- oznajmiła i zwinnym ruchem podcięła mu nogi.- I to ja dzisiaj wygrywam!- podniosła się na nogi i ruszyła do wyjścia.- Pa.- zawołała jeszcze przez ramie. Przez dobre dwadzieścia minut kręciła się po korytarzach, nie bardzo wiedząc, gdzie iść. Na miasto pójdą jak zwykle po obiedzie, więc została jej niecała godzina, a na wyszykowanie się potrzebowała pół. Inni agenci omijali ją szerokim łukiem, sądząc, że jest w kiepskim humorze. A ona była tylko znudzona! W końcu wróciła do pokoju i wyjęła z szafy odpowiedni strój. Tym razem była to czarna spódniczka i biała bluzeczka na cienkich ramiączkach z anch. Zamknęła się w łazience, wzięła szybki prysznic i ubrała się. Włosy zebrała w luźnego koka. Spojrzała na swoje odbicie i nagle dopadło ją deja vu. Jakby odległe wspomnienie dobijało się do jej świadomości. Z zamyślenia wyrwało ją walenie w drzwi.
- Aria! Bo cię zostawię!- Jinta wydzierał się w niebogłosy.
      Otworzyła drzwi, uderzając go nimi.
- Sorka.- uśmiechnęła się podstępnie, co, w połączeniu z jej elfimi rysami, dało efekt psotnego chochlika.
        Wyszli z agencji, a Aria odetchnęła głęboko zanieczyszczonym powietrzem Chicago. Wreszcie była wolna.
- To widzimy się za półtorej godziny tam, gdzie zawsze.- pożegnała go i pobiegła przed siebie.
       Chodziła powoli po mieście, oglądając wystawy, zapamiętując zapach i dźwięki. Nagle usłyszała wystrzał i odgłos lecącego pocisku. Zbliżał się do niej. W ostatniej chwili uchyliła się i zerwała do biegu. Dlaczego zawsze ją to spotyka?! Czując, że snajper biegnie za nią, porzuciła ludzkie ograniczenia i wykorzystała szybkość hybrydy. W pewnej chwili odbiła się obiema nogami od ziemi i wskoczyła na dach. Stanęła na krawędzi i spojrzała w dół.
- Jednak nie jesteś tak sprytna, jak myślałem.- usłyszała nagle za sobą.
       Odwróciła się przerażona. Naprzeciw niej stał chłopak o jasnych włosach, celującego do niej z pistoletu.
 Chris uśmiechnął się niezauważalnie i już miał nacisnąć spust. Spojrzał w oczy ofiary i zamarł, rozdziawiając usta. Pistolet wypadł mu z dłoni.
- Aria?- wyszeptał drżącym głosem.- To naprawdę ty? Żyjesz?
- Czy my się znamy?-zapytała niepewnie.- Zaraz... Ten głos... Czy ty mnie znałeś?
      Słysząc jej pierwsze pytanie, poczuł jak jego serce zamiera. Nie pamięta go. Wyciągnął dłonie, postępując krok w jej kierunku. Nie cofnęła się. Cały czas wbijała w niego szare, pełne ciekawości oczy.
- Aria, to ja. Chris. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Nie pamiętasz?- jego ręce trzęsły się, tak samo jak głos. Kiedy pokręciła głową, doskoczył do niej i złapał za ramiona.- Nie... Aria, błagam, przypomnij sobie.- przycisnął ją do siebie, opierając podbródek na jej głowie.
        Kiedy przytulił ją, przez jej głowę przeleciało tysiące wspomnień. Wszystko, co zniknęło. Te wszystkie lata wróciły w jednej chwili. Rodzice, jej mała siostrzyczka i... Chris. Jej najlepszy przyjaciel i jedyna ostoja. Uniosła dłonie i zacisnęła je na materiale jego stroju. Wtuliła się w niego, a po jej policzkach popłynęły łzy.
- Chris...- wydukała.- Tak bardzo tęskniłam.
- Jednak pamiętasz!- odsunął ją na długość ramienia, a na jego twarzy pojawił się, pierwszy od trzech lat, prawdziwy, szeroki uśmiech.- Tym razem już cię nie opuszczę.
       Nagle poczuł silne uderzenie w kark. Stracił przytomność, a ostatnim co zobaczył była zaskoczona twarz Arii. Nie przerażona. Zaskoczona.

sobota, 20 września 2014

IM:AA: Część 3

Witam!
Shija: MY witamy!
Tak. Tak. Kolejna notka z opóźnieniem, za które bardzo przepraszam. Nie miałam wczoraj czasu. No nic. Rozdział dedykuje, kolejno
1. Annie Katari- za wspaniałego bloga, którego czytam, ale nie komentuje.
2. Pieguskowi- bo zawsze wysłuchuje moich bredni.
3. Pepper i TonyPepper- za cudowne blogi.
4. Uli i Weronice- za to, że są zawsze, kiedy ich potrzebuje.
Shija: Coś dużo tych dedykacji.
Racja. Zapraszam na rozdział.
Shija: MY zapraszamy!
Tak. Tak.





Część 3

# Pepper #

Byłam wściekła na samą myśl, że zrobił to dla niej. Dlaczego nic nie mówisz, Star?! Nagle do zbrojowni wrócił Tony. Spojrzał na mnie, na Star i na zbroje. Potem znów na mnie. I znowu na zbroje.
Pepper: Co to za zbroja?
             Żadne z nich nie zdążyło odpowiedzieć, bo odezwał się komputer.
- Zbroja uniwersalna. Model 3. Nazwa robocza: Rescue. Zbudowana dla...
Tony, Star: Komputer! Komenda 02: Wycisz!
             Urządzenie zamilkło, a ja spojrzałam na nich urażona.
Pepper: Jak zwykle! Macie tylko same tajemnice!
Tony: Ej, Pepper. Dobrze wiesz, że to nie tak.
Pepper: A jak?! Wy mi chyba kompletnie nie ufacie!
Star: Pep. Przesadzasz.
Pepper: Mam tego dość!
            Wybiegłam ze zbrojowni, ignorując ich. Zawsze wszystko przede mną ukrywają. Myślałam, że jak jesteśmy przyjaciółmi to przestaną mnie wykluczać. Najwidoczniej pomyliłam się.
            Kiedy weszłam do domu, rozdzwoniła się moja komórka. Spojrzałam na wyświetlacz. Star... Szybko odrzuciłam połączenie. Kilka minut i kolejny telefon. Tony. Znów wcisnęłam czerwoną słuchawkę. Nie chce teraz z nimi rozmawiać. Wyciszyłam urządzenie, odcinając się od nich.

& Kilka dni później &

# Tony #

Walnąłem  dłońmi o stół, aż, śpiąca przy nim, Star podskoczyła. Spojrzała na mnie z wyrzutem, ale olałem to. Mam na głowie inne problemy, niż obrażona kuzynka.
Star: Mów co cie dręczy.
Tony: Problemy. A właściwie jeden. Ma rude włosy, brązowe oczy i jakieś 1,50 wzrostu. Jest
uparta, pyskata i, jako jedna z niewielu, potrafi wzbudzić we mnie poczucie winy. I dodatkowo zaczęła przyjaźnić się z gościem o IQ mniejszym niż jego chomika.
            Moja kuzynka wybuchła niepohamowanym śmiechem, a ja spojrzałem na nią wilkiem.
Star: Przecież Gen Khan nie ma chomika.
Tony: Wiesz co mam na myśli.
Star: Tak. Tak. Wiem. I co zamierzasz zrobić?
Tony: Jakbym wiedział to nie byłbym wkurzony.
Star: Racja. Racja. A! Miałam ci powiedzieć, że stworzyłam sztuczną inteligencje. Wgrałam go już do głównego komputera.
Tony: ,, Go''?
Star: Aha. Nazwałam go    J.A.R.V.I.S.
Tony: Ok. Rozumiem. Coś jeszcze?
Star: Chyba nie. Tak. To wszystko.
J.A.R.V.I.S: Sir, panno Stark. Pan Rhodes właśnie dołączył.
Rhodey: Łoo! Co to?
Tony: J.A.R.V.I.S. Projekt Star.
        Westchnąłem i usiadłem obok Star. Byłem zmęczony. Całą noc poprawiałem Rescue.
Rhodey: Mam niezbyt miłą wiadomość.
Star: Czyli?
        Chwyciłem plany rysowane przez moją kuzynkę na fizyce i zacząłem je przeglądać.
Rhodey: Pepper zaczęła chodzić z Gen'em.
             Zamarłem.

# Rhodey #

Słysząc nowinę, Tony chyba się zawiesił. W przeciwieństwie do niego, w Star diabeł wstąpił. Zaczęła kręcić się po zbrojowni, wyklinając głupotę swojej przyjaciółki i „tego głupszego od chomika pedała w żółtych okularkach”. Słysząc tą niezwykle pomysłową obelgę, zacząłem dusić się ze śmiechu. Dziewczyna tylko zmroziła mnie spojrzeniem, wskoczyła na mój fotel i zapięła pasy, które zamontowała tam wczoraj. Wyłączyła żyroskop i pozwoliła, by siedzisko i ekran kręciły się w obręczy.
Rhodey: Star! Co ty wyczyniasz?
Star: Musze pomyśleć!
J.A.R.V.I.S.: Panno Stark, pragnę przypomnieć, że...
       Komputer nie zdążył do kończyć, bo ona kazała mu „wsadzić tą elektroniczną mordę w kubeł”.

Pokręciłem załamany głową i spojrzałem na Tony'ego. On się chyba naprawdę zawiesił, bo przez czas ,gdy Star szalała, nawet nie drgnął. Nagle zerwał się i wybiegł na zewnątrz.
Rhodey: Gdzie go poniosło?
Star: A bo ja wiem?! Nie jestem jego niańką!

# Tony #

Biegłem do Pepper. Musiałem z nią pogadać. Usłyszeć czy to prawda. Nie chciałem w to wierzyć. Rhodey pewnie coś źle zrozumiał. Dotarłem do domu przyjaciółki i zapukałem. Pepper otworzyła po kilku minutach. Mina jej zrzedła, kiedy mnie zobaczyła.
Pepper: Czego tu szukasz?
Tony: Musimy pogadać.
            Prychnęła pogardliwie.
Pepper: Nie musimy! Najpierw mnie okłamujesz, a teraz nagle stwierdzasz, że musimy pogadać! Nie rozśmieszaj mnie, Stark! Najlepiej zapomnij, że w ogóle rozmawialiśmy! Nie jesteśmy już przyjaciółmi!
            Zabolało. Wpatrywałem się w nią zszokowany. Pokręciła głową i zatrzasnęła mi drzwi przed nosem. Odwróciłem się i wolnym krokiem wróciłem do zbrojowni.

# Pepper #

Głupi, głupi, głupi Tony. Po co tu w ogóle przyłaził?! Zsunęłam się po drzwiach i ukryłam twarz w dłoniach. Żałowałam swoich słów, ale nie mogłam mu tego pokazać. Zbyt wiele przede mną ukrywali. Tyle czasu okłamywali mnie, że nie wiedzą kim są Iron Man i Dark Angel. Że nie wierzą w legendę o pierścieniach Makluan. Że nie będą ich szukać. Że będą mówić mi o wszystkim.

        Z moich oczu wypłynęły łzy. Dlaczego to tak boli? Dlaczego miłość i przyjaźń sprawiają mi ból? Nagle zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i uśmiechnęłam się gorzko. Mój ,,chłopak'', Gen. Zamknęłam oczy i odrzuciłam połączenie. Nie byłam w nim zakochana. Był tylko przyjacielem. Nawet nie najlepszym. Dlaczego się z nim umawiałam? Chciałam zagłuszyć uczucia do Tony'ego. Podniosłam się i kopnęłam ścianę.
Pepper: Nienawidzę i kocham cię, Stark. To chore.

# Star #

 

Dyndałam głową w dół, drąc się do Rhodey'ego, żeby mnie, do diabła, ściągnął. Nie moja wina, że się zacięło. Nagle do zbrojowni wpadł Tony. Nie zdążył się odezwać.
Star: Ratunku!
Tony: Jak ty to zrobiłaś?
Star: Ściągnijcie mnie!!!
             Po kilku minutach znów stałam bezpiecznie na ziemi. Zmierzyłam kuzyna wzrokiem.
Star: Gdzieś polazł?
Tony: Byłem u Pepper.
Star: I?
Tony: Nie ważne.
Star: Ważne. Nawet bardzo.
Rhodey: To ja was może zostawię.
            Spojrzałam na Jamesa i pomachałam mu mimo, że stał metr ode mnie. Skinął mi głową i wyszedł. Zrobiłam naburmuszoną minę. A odmachać to nie łaska?! Zaraz jednak przeniosłam wzrok na Tony'ego. Po kiego grzyba lazł do Pep, jak wie, że jest wściekła? Pokręciłam głową.
Star: Mówiła coś?
Tony: Że nie jesteśmy już przyjaciółmi.



Data kolejnego rozdziału: 03.10.14
Wybierzcie co mam dodać.

poniedziałek, 1 września 2014

IM:AA: Część 2

Witam. I już po wakacjach. Jestem załamana. Ale pisze. Może mój rozdział poprawi komuś humor.
Shija: Chyba śnisz.
A ty jak zwykle nieprzyjemna. No nic. Dedykacja dla wszystkich komentujących.



Część 2

# Starfire #

         Westchnęłam i założyłam maskę. Moje ciało pokrył przylegający, czarny kostium, na odsłoniętych ramionach pojawiły się dziwne tatuaże, a długie, brązowe loki zniknęły pod obszernym kapturem. Tony ubrał zbroje i opuściliśmy pracownie. Rozłożyłam skrzydła i, lecąc obok Iron Mana, odebrałam współrzędne celu. Kiedy tam dolecieliśmy, zawiedziona stwierdziłam, że to zwykłe złodziejaszki. Blaszak zaatakował kilku, a ja wylądowałam przed pozostałą trójką, odcinając im drogę ucieczki. Przywołałam włócznie i ruszyłam do ataku. Nie całe 4 minut później przyjechała policja i zabrała nieprzytomnych rabusiów. My obserwowaliśmy to z dachu pobliskiego budynku.

& 3  dni później &

# Pepper #

            Unosiłam się w ciemności, nucąc jakąś głupią melodyjkę. Nagle usłyszałam jakiś głos.

- Pepper. Proszę, jeśli mnie słyszysz, daj znać. Daj znak, że żyjesz.

            Wydawał mi się znajomy. Po chwili ktoś znów się odezwał. Tym razem dziewczyna.

- Wiedziałam, że cie tu znajdę, Tony.

            Zaraz, zaraz. „Tony”? Skąd znam to imię? Zmarszczyłam brwi, próbując przywołać z pamięci obraz właściciela tego imienia. Po chwili wszystko do mnie wróciło. Te dwa głosy to Tony i Star. Zauważyłam jakieś światło i zaczęłam płynąć w jego stronę. Było tak jasne, że musiałam zamknąć oczy. Kiedy znów je otworzyłam, widziałam oślepiającą biel i dwie zamazane postacie.

Star: Obudziłaś się!

            Spróbowałam unieść rękę ale ktoś mnie powstrzymał.

Tony: Leż. Musisz odpoczywać.

            Nagle do sali wszedł ktoś jeszcze.

- Pacjentka obudziła się. To wspaniale. Teraz chciałbym ją zbadać, więc proszę abyście opuścili pokój.

            Z tego, co widziałam to Stark jakoś się do wyjścia nie palił, ale moja przyjaciółka popchnęła go do wyjścia.

Star: Na razie, Pepper. Wpadnę wieczorem.

            Wyszła, a ja zostałam sama z lekarzem.

Lekarz: Masz bardzo oddanych przyjaciół. Spędzali tu niemal całe dnie.

            Uśmiechnęłam się delikatnie.

Pepper: Tak. Są wspaniali.

& 2 tygodnie później &

            Patrzyłam jak Star pakuje moje rzeczy do walizki. Chciałam jej pomóc, ale za każdym razem, gdy zbliżałam się do niej, byłam odganiana niecierpliwymi ruchami dłoni. W końcu zatrzasnęła bagaż i chwyciła go.

Star: Skończone. Chodźmy, bo Tony zapuści korzenie na tym parkingu.

            Wyszłyśmy z pokoju i skierowałyśmy się na parking. Na zewnątrz czekał ten geniuszowaty flirciarz. Star schowała moje rzeczy do bagażnika i rozłożyła się na tylnych siedzeniach. Czyli musze usiąść z przodu. Zajęłam swoje miejsce i ruszyliśmy.

Tony: Podrzucę was do Pepper i jadę do zbrojowni. Mam codo poprawki.

Star: Ok. A właśnie… Masz to?

Tony: Ta. Facet się postarał wersja reżyserska.

Star: Serio?! Genialnie! Trzeba jeszcze kupić popcorn, żelki i jakieś napoje. Podrzuć mnie do sklepu.

Tony: Masz samochód i prawko, nie? Nie jestem twoim szoferem.

Star: Oj, no weź! Tylko zrobię zakupy.

Tony: Dobra.
            Nie wtrącałam się w tą rozmowę. Tylko chichrałam się pod nosem. Kocham tą dwójkę.
            Kiedy w końcu dotarłyśmy pod mój dom i pożegnałyśmy się z Tony'm, mogłam dowiedzieć się z czego Star tak się cieszyła.

Pepper: Ej, Star! Co załatwił Tony?

Star: A no tak. Skoro nie mogłyśmy iść na film, to film przyszedł do nas. Załatwiliśmy wydanie DVD zanim jeszcze weszło na rynek. I to wersje reżyserską. Kumasz?

Pepper: Tak! To co?! Oglądamy?!

Star: Pewnie! Ej, a mogę tu dziś spać?

Pepper: Jasne twoje ciuchy są w...

Star: Wiem, wiem.
            Star dość często nocowała u mnie nie mając wcześniej tego w planach. Kłopotliwe było ciągle zmuszać Tony'ego, żeby przywoził jej ciuchy. Dlatego też, po którymś razie zdecydowałyśmy się przenieść trochę jej ubrań do mnie. Leżały w sporym kufrze w moim pokoju.
            Kiedy Stark'ówna szukała swoich rzeczy, ja przygotowałam posłanie na dole. Tata miał wrócić jutro, więc nie będzie marudził, że Star znów u nas śpi.
Star: Jestem. To oglądamy!


# Tony #

Siedziałem w zbrojowni,  poprawiając Rescue. Chciałem dać ją Pepper jak najszybciej. Star miała mi pomóc, ale skończyło się na tym że sam pracuje. Spojrzałem na ekran i wróciłem do pracy. Nagle do środka wpadł Rhodey.
Rhodey: Hej! Jak praca?

Tony: Nieźle. Musze jeszcze zmniejszyć moc repulsorów, bo Pepper może nie dać sobie rady.

Rhodey: A Star nie miała ci pomagać?

Tony: Miała. Poza tym ma jeszcze swój projekt do dokończenia.

Rhodey: Co tym razem?

Tony:  Chce unowocześnić swój kostium.

Rhodey: Znowu?

Tony: Aha. Też jestem zdania, że to nienajlepszy pomysł. Przedobrzy i będzie problem.
       Wtedy rozległ się alarm. Szybko założyłem zbroje i ruszyłem do akcji.

 * Starfire *

 Oglądałyśmy jak główna bohaterka zbliża się do szafy, z której dochodziła melodia. Patrzyłyśmy jak otwiera drzwi. I kiedy trupie ręce chwyciły ją, rozdzwoniła się moja komórka. Obie, z Pepper wydarłyśmy się przerażone i spadłyśmy z rozłożonej kanapy. Podniosłam telefon i odebrałam.
Star: Czego?
- Hej, Star. Tu Rhodey. Słuchaj, jest sprawa. Policja przechwyciła transport broni Magi i Tony poleciał pomóc. Ja musze jechać z mamą do dziadków. To...
Star: Spoko. Zaraz tam będziemy. Pep! Stopuj film! Mamy coś do załatwienia.
            Wrzuciłam urządzenie do torby i wybiegłyśmy z Pepper z domu. Kilka minut później wpadłyśmy do zbrojowni. Wskoczyłam na fotel Rhodey'ego i pokazałam zawiedzionej Pepper język. Założyłam słuchawkę i połączyłam się z Tony'm.
Star: Siemka. W czym ci pomóc?
Tony: Co tak długo? Wysyłam ci skan broni. Sprawdź twórcę.
Star: Ta jest! A tak z innej beczki, świetny jest ten fotel. Wyłączyłam żyroskop i teraz jeżdżę w tej obręczy. To jest genialne. Ej! Daj mi plany to sobie taki zbuduje!
Tony: Star!!!  Nie ma czasu na głupoty. Sprawdziłaś?

Star: Tak. Tak. Karabin elektryczny. Model TRX300. 3 poziomy mocy. Twórcą jest, cóż za niespodzianka, Obadiah Stane.
Tony: Znowu on?!
Star: Aha. Nie mów, że się tego nie spodziewałeś.
       Tony zerwał łączność, a ja pokazałam ekranowi język. Poziom energii implantu w normie. Brak poważniejszych uszkodzeń zbroi. Czyli wszystko w porządku.
       Włączyłam żyroskop i poczekałam aż fotel się ustabilizuje. Zeskoczyłam na podłogę i zatoczyłam się jak pijana. Taa... Zbyt długa zabawa tym czymś nie jest wskazana. Chodząc jak pijany zając, dotarłam do Pepper. Stała przy stole roboczym przyglądając się Rescue. Ej! To miała być niespodzianka.
Pepper: Co to?
Star: Czekaj. Pogadamy jak zacznę widzieć jedną ciebie zamiast sześciu. Już wiem dlaczego Rhodey nigdy nie wyłącza żyroskopu. Takich zawrotów głowy nie miałam od czasów ośmiolatka. Wtedy byłam z wujkiem i Tony'm w wesołym miasteczku i wsiadłam na te kręcące się filiżanki. Potem wszystko widziałam poczwórnie.
     Moja przyjaciółka zaśmiała się i pomogła mi dojść do ściany. Co chwila spoglądała na zbroje. No to mamy problem. Byle tylko nie zapytała.
Pepper: Dla kogo Tony ją zrobił?
       No pięknie! I co mam jej powiedzieć?! ,, Mój kuzyn zrobił ją dla ciebie, bo żywi do twojej osoby głębsze uczucia, ale nie zdaje sobie z tego sprawy''?! Tony by mnie chyba zlinczował. Nie mówiąc o tym, co pomyślałaby Pepper.
Star: Em... Ja... Nie wiem?
Pepper: Ej no! Na pewno ci mówił. O nie! Tylko mi nie mów, że zrobił ją dla tej dennej królowej pustaków!




Data następnego rozdziału: 19.09.14
Co waszym zdaniem mam wstawić jako kolejny rozdział?
- kolejny rozdział iron mana
- następny fragment aniołów
- kolejny rozdział fairy tail
- dalszą część Tory
Decyzja należy do was. Odpowiedzi piszcie w komentarzach.

środa, 27 sierpnia 2014

Konkurs!

Witam wszystkich serdecznie po powrocie!
Shija: Wróciła wczoraj zmęczona jak nie wiem. Nawet mi było jej szkoda.
To ty masz uczucia?
Shija: Morda w kubeł bo zatłukę.
I wróciła. No nic. Jak wskazuje tytuł posta mam dla was konkurs. Polega on na napisaniu krótkiego opowiadania, minimum jedna strona w wordzie, będącym alternatywnym dalszym ciągiem jednego z publikowanych tu opowiadanek. Można też stworzyć rysunek co najmniej dwóch postaci z wybranego opowiadania. Na prace czekam do 30 września.
Shija: Do wygrania napisany przez nią one-shot ze zwycięzcą, osadzony w realiach wybranej historii, reklama wybranej strony, oraz rysunek wybranej postaci wykonany przez grafika tego bloga.
Prace proszę wysyłać na adres e-mail: ukryta05@gmail.com
Wszelkie pytania piszcie na GG na numer: 50999911
Dziś wieczorem nowy rozdział.

piątek, 8 sierpnia 2014

Fairy Tail:4 lata: Rozdział 2

Witam! Jak wam mijają wakacje? Mam nadzieje, że dobrze. To będzie chyba ostatnia notka w tym miesiącu, gdyż wyjeżdżam. Jeśli się wyrobie, to coś się jeszcze pojawi. Dzisiaj dedykacja dla blogerki o nicku TonyPepper. Mam nadzieje, że blog przypadł ci do gustu.





Rozdział 2

            Obudziła się i niechętnie rozchyliła powieki. Nie do końca wiedziała, gdzie się znajduje. Cały pokój utrzymano w jasnych, przyjemnych barwach. Przez duże okna wpadały promienie zachodzącego słońca. Jedyne meble stanowiły łóżka i stoliki nocne. Dopiero po chwili zrozumiała, że  znajduje się w Sali medycznej w Fairy Tail. Tylko… Jak ona się tu znalazła?

 Wspomnienia z wcześniej uderzyły w nią jak grom z jasnego nieba. Powrót do gildii, szczęście i łzy, rozmowa z Gildartsem, propozycja pojedynku i walka z Laxusem. Uśmiech sam wpłynął na jej usta.

Nagle do sali wpadła grupka osób. Na przedzie przepychali się Natsu i Kai. Zaraz za nimi do środka weszły Erza, Lucy, Wendy i Tsubaki. Jako ostatni próg przekroczył Gray.

-Nemuś?!- wrzasnęli równocześnie Dragneel i Kuroi.- Nic ci nie jest?!

- Nie, wszystko gra.- odparła, siadając na łóżku.

- Nemu-san, muszę cie zbadać. Mogłabyś się położyć?- poprosiła Marvell.

- Daj spokój, Wendy. Nic mi nie jest.- upierała się różowo włosa, jednak widząc wzrok brata skapitulowała i poddała się badaniu.

- Wszystko w porządku.- oznajmiła granatowowłosa.

- Nemu…- zaczęła Tytania.- Możemy pogadać w cztery oczy?

- Co?- Nemu przerwała niemą wojnę z koleżanką z drużyny.- A, tak. Jasne.

            Jednym mrocznym spojrzeniem najsilniejsza kobieta w Fairy Tail wyprosiła resztę towarzystwa. Usiadła naprzeciw Smoczej Zabójczyni i wbiła w nią wzrok.

- Czy ty wiesz, jak wszyscy przez ciebie cierpieli?!- ryknęła nagle.- Myśleliśmy, że nie żyjesz! Natsu przez dobre dwa miesiące chodził jak struty! Juvia prawie cały czas płakała, a Eris nic nie robiła! Nic, tylko siedziała przed gildią i czekała, aż wrócisz!

- Przepraszam. Ja… To była moja wina. Ta cała wojna.- szepnęła, kuląc się i przełykając łzy.- Myślałam, że mnie nienawidzicie.

- Więc uciekłaś?! Nie wyobrażasz sobie ulgi, jaką odczuliśmy, kiedy napisałaś, że żyjesz! Wszyscy cię szukali! Natsu i Laxus nie chcieli przyjąć do wiadomości, że nie chcesz wracać!

- Ale w końcu odpuścili.- zauważyła magini księżyca.- Zapomnieli. Tak jak wszys…- przerwała, kiedy dłoń Scarlet, z głośnym plaśnięciem, uderzyła o jej policzek. Zaskoczona, dotknęła piekące go miejsca.

- Zapomnieli?! Czy ty siebie słyszysz?!- wściekła szkarłatnowłosa złapała przyjaciółkę za ramiona i potrząsnęła.- Jak moglibyśmy zapomnieć o jednej z nas? O osobie, za którą mogliśmy oddać życie? I która zrobiłaby to samo dla nas? Nemu, jesteś jak siostra dla każdego w gildii. Nigdy więcej nie gadaj takich głupot.

- Przepraszam, Er-chan. Przepraszam!- pierwsze słone krople spłynęły po policzkach Nemu.

            Przez kilka minut siedziały w ciszy, podczas której rożowowłosa dochodziła do siebie. Kiedy się w końcu uspokoiła, spojrzała na koleżankę, uśmiechając się z podziękowaniem.

- Co robiłaś podczas tych czterech lat?- zapytała Erza z zaciekawieniem w oczach.

- Głównie wykonywałam proste zadania, jako wolny strzelec. I oczywiście podróżowałam po całym Fiore. Najdłużej posiedziałam w Crocus, bo jakieś dwa miesiące.- odparła Smocza Zabójczyni.- Musze podziękować Stingowi za ochrzan. Namówił mnie do powrotu.

- No musisz, musisz. A tak właściwie, dlaczego przed gildią jest krater?- brązowooka zmieniła temat.

- Pozostałość po mojej potyczce z Laxusem.- młoda Dragneel wyszczerzyła zęby.- To wina Gildartsa!- wrzasnęła, kiedy rozmówczyni rzuciła w nią poduszką.

- Walczyłaś z Laxusem i nic nie mówiłaś?!- dziewczyna w zbroi poderwała się na nogi.

- A co miałam mówić? Gildarts postawił mi warunek. Miałam wygrać pojedynek i na przeciwnika wybrał mi Laxusa. To tyle.- zakończyła wyjaśnienia.

- Tylko?- upewniła się Tytania.- Do diabła z tobą. Idziemy na dół?- zaproponowała, a różowo włosa pokiwała energicznie głową.

piątek, 25 lipca 2014

Iron Man: Armored Adventures: Część 1

Zdążyłam. Dzisiaj krótko. Zapraszam na bloga przyjaciółki: Inni z tego świata i nie tylko.
Shuja: A co do opowiadania. Małe sprostowanie: Star jest kuzynką Tony'ego. Wychowywali się razem.










Część 1


# Pepper #


            Biegłam najszybciej przed siebie najszybciej jak tylko mogłam. Star dzwoniła, że, razem z Tony’m i Rhodey’m, czeka na mnie przy Stark Tower. Zupełnie zapomniałam, że mamy iść razem do kina. Ja i moja przyjaciółka od dawna planowałyśmy wybrać się na ten film, ale okazało się, że bilety zostały już wyprzedane. Po raz kolejny przekonałam się, że nie należy wątpić w Stark’ówne. Nie wiem, jakim cudem, ale załatwiła wejścia na pokaz premierowy.


            Przebiegałam właśnie przez ulice, kiedy ktoś krzyknął. Usłyszałam pisk opon i poczułam mocne uderzenie. Upadłam na ulice i pogrążyłam się w ciemności.


# Starfire #


            Po raz setny zerknęłam na zegarek, odganiając kuzyna niecierpliwym ruchem ręki. Gdzie ta Pepper?! Droga od jej domu do Stark Tower zajmuje 10, góra 15, minut, a minęło już pół godziny. Chwile temu Rhodey poszedł do domu, więc zostałam sama z Tony’m. Wyciągnęłam komórkę i wybrałam numer przyjaciółki. Odebrała po drugim sygnale.


Star: Hej, Pep! Gdzie jesteś?! Seans zaczyna się za pięć minut!


- Mówi Thomas Potts. Jestem ojcem Virginii.


Star: Ups. Przepraszam. Jest może gdzieś obok?


- Miała wypadek. Leży w szpitalu przy Central Parku.


            Słysząc rozpacz w jego głosie, byłam pewna, że mówi poważnie. Zszokowana upuściłam telefon. Urządzenie uderzyło o chodnik i rozpadło się na kawałki.


Tony: Stało się coś?


Star: Pepper… Ona… Miała wypadek. Leży w szpitalu.


            Mój kuzyn spojrzał na mnie zdziwiony.


Tony: Gdzie?!


            Nie odpowiedziałam. Złapał mnie za ramiona i potrząsnął mocno.


Tony: Star! Gdzie?!


Star: Przy Central Parku.


            Ruszył w tamtym kierunku, ale kiedy zauważył, że dalej stoję jak słup, cofnął się i pociągnął mnie za kołnierz. Zagubiona ruszyłam za nim.


~ 5 minut później ~


# Tony #


            Wpadłem do szpitala, ciągnąc kuzynkę za kołnierz. Byłem zdenerwowany. W mojej głowie cały czas tłukły się słowa Star: „Pepper. Wypadek. W szpitalu.”. Już z daleka zauważyłem jej ojca i pobiegłem tam.


Tony: Co z nią?


            Mężczyzna spojrzał na nas i zmarszczył brwi. W jego oczach dostrzegłem rozpacz.


- Operują ją.


            Star zsunęła się po ścianie i złapała za włosy. Sam byłem na siebie wściekły. Mogłem iść po nią, a nie sprzeczać się z kuzynką. Nagle rozdzwoniła się moja komórka. Spojrzałem na wyświetlacz. Rhodey.


Tony: No?


Rhodey: Gdzie wy, u licha, jesteście? Dzwoniłem do Star, ale nie odbierała. Znów wpakowała się w kłopoty?


            Bez słowa podałem sprzęt dziewczynie. Podniosła się i odeszła kawałek, a ja wbiłem wzrok w drzwi Sali. Po jakichś 10 minutach ze środka wyszedł lekarz.


Tony: Co z Pepper?


Lekarz: Z kim?


Star: Z Virginią.


Lekarz: Jesteście kimś z rodziny?


- Jestem jej ojcem.


Lekarz: Operacja przebiegła pomyślnie. Udało nam się opanować krwotok. Jest nadal nieprzytomna.


Tony: Można do niej wejść?


Lekarz: Tylko rodzina.


            Doktor odszedł, a pan Potts wszedł do Sali. Ruszyłem za nim, ale ktoś szarpnął mnie do tyłu.


Rhodey: Tony, my nie możemy tam wejść.


            Przekląłem głośno, a Star posłała mi karcące spojrzenie. Włożyłem ręce do kieszeni i, razem z przyjacielem i kuzynką, opuściłem szpital. Skierowałem się do zbrojowni. Przez całą drogę panowała niecodzienna cisza, zważając na fakt, że towarzyszyła na ta gadatliwa wariatka. Będąc już w środku, podszedłem do jednej z wielu zbroi. Zrobiłem ją specjalnie dla Pepper, ale jeszcze nie miałem okazji jej tego pokazać.


Star: Prezent dla Pepper. Nazwa robocza to…


            Uśmiechnąłem się delikatnie.


Tony: Rescue.


Star: Fajnie brzmi. Spodoba jej się.


Rhodey: Nie chce przeszkadzać, ale mamy napad n bank. Może byście się ruszyli.










Data następnego rozdziału: 08.08.14
Do napisania.