czwartek, 22 maja 2014

Z dziennika Ayane: Fragment 1

Witam. Długo mnie nie było. Ciekawe czy ktoś jeszcze czyta tego bloga.
Shija: Ja sądzę, że nie. Poza tym smęcisz, że cię coś rozkłada, a zamiast leżeć siedzisz na komputerze. I gdzie tu sens?
Cichaj. Nikt cię o zdanie nie pytał. A tak w ogóle głowa mnie boli.
Shija: To wyłącz to wycie, albo chociaż ścisz.
Po pierwsze: to nie wycie. Tylko Hunter. Po drugie: mam zatkane uszy, więc jak ściszę to nie będę nic słyszeć. Dobra, kończmy ta dziwną dyskusje. Dedyk dla Uli i Agaty W.






Fragment 1

- Jane, Aya-chan.- usłyszałam za sobą wychodząc ze szkoły.

- Hai, hai. Jane.- odpowiedziałam, uśmiechając się słodko. A że zamiast patrzeć, gdzie idę, spoglądałam na przyjaciółki, to wpadłam na kogoś.- Zimno.- mruknęłam, kiedy wylądowałam na śniegu.

- Sorka. To niechcący.- słysząc znajomy głos, skrzywiłam się. Tylko nie on. Błagam, tylko nie Kouta. Jak ja go nienawidzę.- Nic ci nie jest, Ayane?

- Nie, nie. Nie musisz się martwić, Kouta-kun.- odparłam, cudem opanowując sarkazm. Wyciągnął do mnie dłoń i pomógł mi wstać.- Arigato.- uśmiechnęłam się i odbiegłam. Byle jak najdalej od niego…

Po półgodzinie dotarłam do swojego domu. Otworzyłam furtkę i weszłam do ogrodu. Idąc uliczką, odpowiadałam na powitania ochroniarzy, pracujących w firmie ojca.

Słówko o mojej rodzinie. Mój ojciec jest właścicielem ogromnej firmy ochroniarskiej „Ayazawa Company”. Ma na imię Tsubasa i, tak jak ja, ma rude włosy. Jest wysoki i baaardzo postawny. To po nim mam ten pyskaty i sarkastyczny styl bycia, ale jeśli chcemy potrafimy być uprzejmi. Mimo wyczerpującej pracy, zawsze znajdzie czas na uspokajanie mnie i moich braci.

Moja matka to Mitsuki. Nie pracuje, woli zajmować się domem. Ma 43 lata, ale wygląda na 25. Zawsze znajdzie czas by mi doradzić. Oprócz tego podejrzewam u niej anielską cierpliwość, bo to zawsze ona przychodziła na wezwania dyrektora po moich bójkach. Nie lubi mieszać się w sprawy firmy. Jej włosy są czarne jak smoła, a oczy mają kolor lawendy, zupełnie jak moje. Uczyła się na makijażystkę i fryzjerkę, więc to zawsze ona przygotowuje mnie na imprezy.

Jak wcześniej wspominałam mam braci. Dwóch. Starszy nazywa się Haru i wygląda podobnie do nasze matki. Często się kłócimy, bo mamy identyczne charaktery. Mimo wszystko dba o mnie jak mało kto. Jakbym sama nie umiała się obronić.

Młodszy ma na imię Hiroki. Jest kopią naszego ojca, czyli rude włosy i stalowoszare oczy. Uwielbia doprowadzać mnie do szału i oglądać filmy szpiegowskie. Jest ode mnie dwa lata młodszy, co wykorzystuje, jak tylko może. Jako jedyny w rodzinie nie jest utalentowany plastycznie, za to nieźle śpiewa. Boże! Co ja gadam?! Jest genialny.

Otworzyłam drzwi i, po przywitaniu z matką, ukryłam się w moim pokoju. Rzuciłam torbę pod biurku i padłam na łóżko. Ciesząc się spokojem, spoglądałam na niedokończony obraz. Znów brakowało twarzy. No nic, jak czegoś niewymyślne to wsadzę go do „składziku”.

Panującą ciszą nie cieszyłam się długo, bo do mojego pokoju wpadł Haru.

- Hej, młoda!- wrzasnął na powitanie.- Zabieram cię dziś na imprezę.

- Że co?!- oburzona, usiadłam na łóżku.

- No co?- spytał.- kojarzysz Lucy, nie?- kiwnęłam głową. Oczywiście, że znałam tą gadatliwą blondynkę, do której od 3 miesięcy wzdycha mój brat- No bo rozmawiałem z nią i powiedziałem, że zabieram młodszą siostrę do klubu. Zapytała mnie czy może iść z nami i tak wyszło.- ukucnął przy mnie i złapał za ręce.- To co? Pomożesz mi?- wlepił we mnie oczy szczeniaka.

Dlaczego ja jestem dla niego taka dobra? Już sama nie wiem.

- Zgoda.- spuściłam głowę.- A teraz… Wynoś się zanim połamię ci kości!- wydarłam się i wykopałam go za drzwi.

- Demon.- usłyszałam jeszcze jego głośny jęk.

- Dureń.- odpyskowałam.

Wróciłam na poprzednie miejsce i gapiłam się tępo w sufit.

### Wieczorem ###

Dlaczego ja się na to zgodziłam?! Jakby nie dość, że Hiroki uznał, że warto ze mnie pożartować i popodmieniał mi farby, przez co obraz do szkoły nadaje się do śmieci, to jeszcze musiałam wcisnąć się w tą czarną spódniczkę i srebrny top. No i jeszcze te buty… Grrr… Długie kozaki na obcasach. Złamie nogę jak nic.

-Ayaś.- jęknął po raz kolejny Haru.- Idziemy?

- Chwila.- odpowiedziałam rozdrażniona.

Raz jeszcze spojrzałam na moje odbicie i zeszłam na dół.

- Wow. Aya, wyglądasz… Wow.- skomentował.- Pierwszy raz widzę cie w rozpuszczanych włosach. Chyba…

Prychnęłam i pokręciłam głową.

- Idziemy?- spytałam, zakładając krótką, białą kurtkę z, obszytym futrem, kapturem.

Pokiwał głową i otworzył przede mną drzwi. Wzniosłam oczy do nieba. Za jakie grzechy ja muszę tam iść? Podeszliśmy do samochodu „mojego braciszka”. Czarny lakier sportowego Audi błysnął w świetle latarni. Otworzyłam drzwi i wsiadając, uderzyłam głową w ramę. Opadłam na fotel pasażera, przyciskając dłonie do czaszki. On zajął miejsce kierowcy, chichocząc pod nosem. Zgromiłam go wzrokiem.

-Jedź, a nie się śmiejesz.- warknęłam.

- Już, już, Ayaś.- odparł, odpalając silnik i wyjeżdżając z podwórza.

Podjechaliśmy pod dom Lucy. Blondynka czekała na nas na werandzie. Wysiadłam z auta i pomachałam jej.

- Siemka.- przywitałam się.- Ayane jestem. Siostra Haru.

- Cześć. Lucy. Myślałam, że będziesz młodsza. Ile ty masz lat?- zapytała, podchodząc do samochodu.

- 16.- wyjaśniłam.- Ale Haru lubi traktować mnie jak dziecko. Wsiadaj.- rzuciłam, otwierając drzwi i siadając na tylne siedzenie.

            Ukochana mojego brata zajęła miejsce pasażera i wdała się w rozmowę z brunetem. Znudzona oparłam głowę o zagłówek i oddałam się myślą.

            Kiedy w końcu dojechaliśmy pod klub, wysiadłam z samochodu i przeciągnęłam się. Brat posłał mi ostrzegawcze spojrzenie. Że niby mam zachowywać się jak słodka dziewczynka? Po moim trupie! Tu nie spotkam ludzi ze szkoły. Nie muszę być plastikową Barbie. Aż mnie mdli po całym tygodniu udawania. Myślałam, że zwariuje.

            Weszliśmy do klubu i moi towarzysze udali się na parkiet. Poszłam za nimi. Chwile potańczyłam i udałam się do baru.

            Przyciągałam wzrok. Jak zawsze zresztą. Często mi mówili, że jestem ładna. Tata nazywał mnie swoim klejnotem w rodzinnej koronie. Czasem też porównywali mnie do róży. Pięknej, ale chronionej kolcami.

            Nagle poczułam czyjąś dłoń na tyłku. Złapałam delikwenta za rękę i przerzuciłam go przez ramię.

- Zboczeniec.- prychnęłam wracając do brata. Lucy wpatrywała się we mnie ze zdziwieniem.- No co?- spytałam.

- Jak ty to zrobiłaś?- wydusiła

- Może nie wygląda, ale Ayaś jest silniejsza niż niejeden chłopak.- wyjaśnił Haru.

- No, a jak!- wyszczerzyłam zęby.- Może wrócimy, za nim ktoś zadzwoni po rodziców.- zaproponowałam.

            Wyszliśmy z klubu i wsiedliśmy do auta. Odwieźliśmy Lucy i wróciliśmy do domu.

- Naprawdę nie mogłaś sobie odpuścić?- brat spojrzał na mnie rozczarowany.

- Facet mnie macał.- skwitowałam zimnym głosem.- Co innego miałam zrobić?

- Mogłaś zacząć krzyczeć jak normalna dziewczyna. Nie musiałaś od razu używać siły.- zrugał mnie.

            I co jeszcze? Miałam może płakać? Za Chiny ludowe. Wyskoczyłam z samochodu i dumnym krokiem weszłam do domu.

             W wejściu zatrzymał mnie Jose, jeden z ochroniarzy z firmy taty. Jeśli tu był, oznaczało to dużą robotę.

- Cześć, młoda. Szef cię szuka.- oznajmił.

- Siema, Jose.- przywitałam się.- Duża sprawa?

- Spostrzegawcza jesteś.- pochwalił się.- Dobry będzie z ciebie ochroniarz.

            Uśmiechnęłam się i weszłam po schodach. Nie zawracając sobie głowy pukaniem, wparowałam do gabinetu i, ignorując pozostałych mężczyzn, podeszłam do ojca, siadając mu na kolanach.

            Ogarnęłam wzrokiem mężczyzn i ze zdziwieniem stwierdziłam, że w pokoju siedzi sześciu najlepszych ludzi taty. Razem z Jose tworzyli elitę firmy i  skoro tu siedzieli, tylko upewniali mnie, że nie będę się nudzić.

            Chwile później dołączył siódmy najlepszy, a ja przesiadłam się na biurko. Tata wstał i podszedł do okna.

- Dziś rano dostałem zlecenie ochrony na balu.- zaczął.- Klient jest kimś bardzo ważnym i obawia się o bezpieczeństwo swojej rodziny. Rozmawiałem z nim i dowiedziałem się, że pewni ludzie mogą wykorzystać bankiet do swoich celów. Prosił o moich najlepszych ludzi, więc wysyłam was. Jakieś pytania?- spytał, lustrując nas wzrokiem.

            Marco, postawny facet o łysej głowie i bliźnie na prawym policzku, wstał ze swojego miejsca.

- Co tu robi ten dzieciak?- ruchem głowy wskazał na mnie, a ja przez chwile zastanawiałam się, czy nie wyjąć z szuflady mojego Deserta Eaglea 0,50 i strzelić mu w łeb. Nikt nie będzie mówił o mnie „ten dzieciak”.

- To moja córka, Ayane, która przestanie próbować wyciągnąć jej kochany pistolet z mojego biurka i zacznie słuchać.- spojrzał znacząco na moją rękę, którą właśnie sięgałam do jednej z szuflad.- Pomoże nam w ochronie.

- Ma świetne oko.- wtrącił Ivan, wiecznie uśmiechnięty brunet.- Raz czy dwa widziałem ją w akcji i nigdy nie chybiła.

- Dzięki, Ivan.- zachichotałam.- Jeśli to już wszystko to wracam do pokoju.- zeskoczyłam z biurka i ruszyłam do drzwi.

- Jutro o 15 jedziemy do klienta.- poinformował mnie tata, kiedy stałam w drzwiach.



Długie to wyszło.
Shija: Taa... 5 stron w Wordzie.
No nic. Do następnego.