niedziela, 1 marca 2015

Toxic & Heaven: 1

Wróciłam, moi kochani czytelnicy! Laptop wciąż leży bez życia, ale dorwałam służbowy komputer taty. Mam tu dla was coś zupełnie nowego.
Shija: Pisała to jeszcze podczas wakacji, więc może być masa nieścisłości. Poza rokiem szkolnym ta istota zwyczajnie nie myśli.
EJ! Jak możesz być tak wredna?
Shija: A ty to niby aniołek jesteś?
Zmieńmy temat. Koniec naszego biadolenia. Zapraszam do czytania.












1


Toxic


            Stałam na placu zabaw, a u moich stóp leżał martwy mężczyzna. Dzieci dookoła płakały, a ich rodzice syczeli z nienawiścią: „pomiot szatana”. Bolało. Przecież nie zrobiłam tego specjalnie. Ten facet chciał mnie gdzieś zabrać i, zanim zdążyłam zaprotestować, chwycił mnie za ramie. Sekundowy dotyk wystarczył. Nim mrugnęłam leżał na ziemi, wijąc się w konwulsjach. Szybko wydał ostatnie tchnienie. Zasłoniłam twarz dłońmi i rozpłakałam się. Ktoś rzucił kamieniem. Mocne uderzenie o podłogę obudziło mnie, wraz ze znajomym głosem.


- Toooxi! Toxia!- ta Haven chyba chce dostać w twarz.- Wstawaj! Nowy dzień witaj! Ciesz się wschodem! No, wstawaj, no!


            Z cierpiętniczą miną, oderwałam głowę od zimnych paneli.


- Mam kilka spraw.- zaczęłam.- Primo: musisz drzeć mi się nad uchem? Dwa: dlaczego zwaliłeś mnie z łóżka? Po trzy: jaki świt skoro dochodzi…- zerknęłam na budzik.- dwunasta? I czwóreczka: jeszcze raz nazwiesz mnie „Toxia”, a ręka, noga, mózg na ścianie.- spojrzałam na niego i westchnęłam na widok jego durnego wyszczerzu.


- Dobra, dobra, Toxiu. Oboje wiemy, że nic mi nie zrobisz. W końcu jestem taki zajebisty.- oznajmił z charakterystyczną pewnością siebie, na co cisnęłam w niego poduszką. Złapał ją z dziecinną łatwością.


            W sumie miał racje. Nie mogłam go uszkodzić, a tym bardziej zabić. Był jedyną osobą odporną na mój szczególny dar. Nie wiedziałam, dlaczego moje ciało wytwarza śmiertelną truciznę, tak samo jak nie rozumiałam, jakim cudem ten młotek jest na nią odporny. Właśnie z tego powodu został mianowany moim partnerem.


            Wyplątałam się z kołdry, ale, oczywiście, musiałam zahaczyć o nią nogą i wpaść na niego.


- Zawsze wiedziałem, że na mnie lecisz.- zaśmiał się, a ja odskoczyłam od niego jak oparzona.


- Debil.- skwitowałam.


            Chciałam wziąć swoje rzeczy, ale znów przyciągnął mnie do siebie. Niemal stykaliśmy się nosami. Z uśmiechem oparł czoło o moje.


- Co ty wyczyniasz?- warknęłam. Odepchnęłam go i kopnęła w kolano.


-Jak zawsze urocza.- jęknął, siadając na moim łóżku.


            Pokazałam mu język i zniknęłam w łazience.


Haven


            Kiedy Toxic zniknęła w łazience, uśmiechnąłem się do siebie. Uwielbiałem ją wkurzać. Jest wtedy taka słodka. Po dwudziestu minutach w końcu wróciła do pokoju. Chwyciła szczotkę i zaczęła rozczesywać swoje blond włosy. Od ostatniego roku sporo urosły i teraz sięgały poniżej bioder. Chyba przez dwa dni ich ni czesała, bo co chwila szczotka zaczepiała się o kołtuny. Po kilkuminutowej obserwacji podniosłem się i wyjąłem jej szczotkę z dłoni.


- Daj. Ja to zrobię, bo powyrywasz sobie wszystkie włosy.- delikatnie rozplątywałem supły, a ona uśmiechnęła się, przymykając oczy. Lubiłem jej tęczówki w kolorze fuksji. Gęste rzęsy rzucały cień na opaloną twarz, przyozdobioną blizną, ciągnącą się od skroni przez policzek i szyje do ramienia. Nigdy nie mówiła skąd ją ma. Przesunąłem po niej palcami, a ona wytrzeszczyła oczy i odsunęła się.


- Nie dotykaj.- warknęła nieprzyjemnie.


- Skąd ją masz?- zapytałem. W odpowiedzi posłała mi spojrzenie spode łba.


- Nie twój interes.- prychnęła, dając jednocześnie znać, że powinienem skończyć temat. Stwierdziłem, że bezpieczniej nie wkurzać jej bardziej i odpuścić. Nie zamierzałem jednak zapomnieć.


- Dobra, dobra. A teraz chodźże tu.- przyciągnąłem ją do siebie i odwróciłem.- Jak ci je związać?- zapytałem i, nie czekając na odpowiedź, dodałem.- I tak zaplotę ci warkocza.


            Kiedy skończyłem robotę, objąłem ją, opierając brodę na jej głowie. Spojrzałem na nasze odbicie w wielkim lustrze.


- Mamy zadanie.- mruknąłem.


- Gdzie?- w jej oczach zatańczyły iskierki ekscytacji. Puściłem ją i poklepałem po głowie, unikając jednocześnie kopnięcia.


- Tym razem Rio.- oznajmiłem, obserwując, jak zaczyna przewalać swoje rzeczy.- Czego szukasz?


            Zignorowała mnie, dalej przerzucając ubrania, książki, buty i masę innych bibelotów. Przyglądałem się jej dopóki nie oberwałem trampkiem w czoło. W końcu Toxic poderwała się na nogi, trzymając w dłoni swoją lustrzankę.


- Serio? Tylko dlatego bijesz mnie butem?- żachnąłem się.


- Cichaj, koczkodanie ty. Bez aparatu nigdzie nie idę.- upierała się.


- Jak tam sobie chcesz.- wzruszyłem ramionami i wyszedłem.