czwartek, 14 maja 2015

IM:AA: Część 5

Witam was serdecznie w ten wesoły wieczór.
Shija: Happy birthday to you!
Zamknij się! Nikt nie musi wiedzieć! Urwanie głowy z tą babą. No nic. Zapraszam do czytania. Dedyk dla TonyPepper, Uli i Pieguska.








Cześć 5



& Starfire &



                Kocham, kocham, kocham latać! Uwielbiam patrzeć z góry na światła Nowego Yorku, czuć wiatr rozwiewający mi włosy i smagający ramiona. Dlatego właśnie w życiu nie wsiądę do tej blaszanej puszki. Co to niby za frajda?! Tony'emu się w głowie poprzestawiało, ot, co. Zrobiłam szybką beczkę i kilka innych akrobacji.
Nagle wszystkie włoski stanęły mi dęba, a szósty zmysł dał o sobie znać. Zbliżało się zagrożenie.
Star: W dół!!!
                Nie czekając na pytania zapikowałam w kierunku ziemi. Wiedziałam, że Tony i Pep ruszyli za mną. Jakiś kilometr niżej ponownie złapałam w skrzydła prądy powietrzne i szarpnęło mną w górę. Ałła! Coś wybuchło nam nad głowami, a fala uderzeniowa cisnęła nas na ziemie. Zatrzymałam się na ścianie budynku i spadłam na ulice. Iron Man wbił się w asfalt, a Rescue zniszczyła komuś ogródek. Poruszyłam się na próbę, a moją lewą rękę przeszył ból. Oceniłam sytuacje i stwierdziłam, że ramie wygięło się pod jakimś dziwnym kątem. Ignorując ból, ustawiłam rękę w odpowiedniej pozycji i poczekałam, aż kości zrosną się całkowicie. Podniosłam się i otrzepałam z kurzu. Pozostali też już byli na nogach.
Tony: Jesteście całe.
Star: W pełni zregenerowana. Ale wciąż ciut zagubiona.
Pepper: Komputer wyświetla informacje o jakimś błędzie. Ja jestem trochę poobijana. A co z tobą?
Tony: Zbroja jest tylko trochę uszkodzona. Wracajmy do zbrojowni.
Star: Ale lecimy nisko.
                Kiedy dotarliśmy do zbrojowni, Rhodey doskoczył do nas i ocenił pobieżnie obrażenia. Zsunęłam maskę na szyje i oparłam się o ścianę, składając skrzydła.
Rhodey: Dobra. Co to było?
Tony: Jakiś ładunek wybuchowy. Nic więcej powiedzieć nie mogę. Skanery w zbroi nic  nie wyłapały. Najwidoczniej te w masce Star sprawują się o wiele lepiej.
Star: To nie były skanery a szósty zmysł.
Pepper: Nie ważne, co to było. Ważniejsze, kto to wysłał.
Star: I tu jest pies pogrzebany. Zbyt wielu ludziom zaleźliśmy za skórę.
                Ze śmiechem Tony i Pepper pozbyli się zbroi, a ja kostiumu i ruszyliśmy do domu. Czułam się wykończona psychicznie, a fakt, że juto czekała mnie szkoła, nie działał pokrzepiająco. Zerknęłam na przyjaciółkę licząc na drobne wsparcie, ale przeliczyłam się. Rozmawiała z Tony‘m i widocznie dobrze się bawili. Byliby uroczą parą. Uśmiechnęłam się do swoich myśli, a Rhodey spojrzał na mnie podejrzliwie.
Rhodey: Co ci się uroiło pod kopułą?
Star: Spokojna twoja rozczochrana. Nic strasznego. Tony! Odprowadź Pepper.
Pepper: Sama umiem trafić do domu.
Star: Wiem, wiem. Ale jest późno. Nie powinnaś wracać sama po nocy.
Pepper: Nie odpuścisz?
Star: Powiem tak: twoje argumenty przeciw mam w nosie.
Tony: Chodź, Pepper. Dyskusja z nią jest zupełnie bez sensu.
Star: To pa. Chodź, Rhodey. Wracajmy do domu. Ciocia pewnie się wkurzy, że tak późno wracamy. Jak jest zła, przeraża mnie. Przy okazji, o której zaczynamy jutro lekcje?
Rhodey: Od kiedy to chodzimy do szkoły w sobotę?



& Tony &



                Patrzyłem na odchodzącą kuzynkę, marszcząc brwi. Miałem wrażenie, że znów coś kombinuje. I że to ,,coś'' dotyczy mnie i Pep.
Pepper: Ona coś kombinuje.
Tony: Czytasz mi w myślach. Powinniśmy się martwić?
Pepper: Zdecydowanie. Wiesz, że nie musisz mnie odprowadzać?
Tony: Idziemy. Nie marudź.
                Ruszyliśmy powoli w kierunku posesji Pots'ów. Pepper opowiadała, co działo się w szkole. Droga minęła nam dużo szybciej, niż bym sobie tego życzył. Kiedy stanęliśmy pod jej domem, drzwi otworzyły się, a ze środka wyjrzał jej ojciec.
- Patricia! Do domu! Ale już!
                Uścisnęła mnie na pożegnanie i weszła do środka. W progu jeszcze odwróciła się i pomachała mi wesoło. Kiedy zniknęła wewnątrz budynku, schowałem ręce do kieszeni i skierowałem się do Rhodes'ów. Już na wejściu zostałem zaatakowany przez Star. Wyglądała na przerażoną, oczy błyszczały jej niespokojnie, a mięśnie napinały się i rozluźniały pod skórą ramion.
Star: Ratuj!
Tony: Coś znowu zmalowała?
Star: Jeszcze nic. Ona mnie znalazła.
                ,,Ona'' odnosiło się do Emily Evans, matki Star. Nie potrafiłem zrozumieć tej chorej kobiety. Zostawiła moją kuzynkę tuż po urodzeniu. Przez dobre osiem lat udawała, że nie istnieje, a po śmierci wujka zjawiła się nagle i jeszcze bardziej namieszała córce w życiu. Liczyła, że dziewczyna z nią pójdzie i zapomni o mnie i moim ojcu. Przeliczyła się. Tata odmówił oddania Star i zaczęła się sprawa o prawa do opieki w sądzie. Udało nam się wygrać, a ta baba zniknęła. Teraz znowu się pojawiła i próbuje zniszczyć starannie zbudowany, mały świat Starfire. Wszedłem za kuzynką do salonu, a, siedząca na kanapie, kobieta spojrzała na mnie nieprzyjemnie.
Emily: Witaj, Anthony. Dawno się nie widzieliśmy, chłopcze.
Tony: Zdecydowanie za krótko.
Emily: Jesteś zupełnie jak twój ojciec. Tak samo arogancki. Pakuj się Starfire. Zaraz wyjeżdżamy.
Star: Jeszcze czego! Na mózg mi nie padło! Nigdzie z tobą nie pójdę!
Emily: Nie będziesz mi się sprzeciwiać, smarkulo! Pakuj się!
Star: Mowy nie ma! Olewasz mnie przez 17 lat, a teraz nagle mam iść z tobą?! W życiu! Mam tu przyjaciół, szkołę i rodzinę! Więc z łaski swojej wynoś się z mojego życia!
Roberta: Star, proszę nie krzycz. A pani niech się uspokoi i posłucha. Pani córka zgodziła się z decyzją swojego wuja i zamieszkała ze mną.
Emily: To jeszcze dzieciak, do diabła! Co ona może wiedzieć?!
Star: A wyobraź sobie, że dużo, głupia babo!
                Kiedy Emily poderwała się na nogi, Star schowała się za mną z krótkim piskiem. Pokręciłem głową  i szepnąłem do niej:
Tony: Gdzie się podziała twoja odwaga, co?
Star: Morda w kubeł. Ta baba jest przerażająca.
Emily: Co wy tam szepczecie, smarkacze?!
Roberta: Proszę się w tej chwili uspokoić. Sąd poparł jej decyzje i przekazał mi prawa do opieki nad nią i Tony'm. Może pani odwiedzać córkę, ale zabrać jej nie pozwolę, dopóki sama tego nie zechce.
Emily: Niech się pani nie wtrąca. Nic pani nie wie o mojej córce. Starfire, wiem, kim jesteś i co potrafisz. Doskonale zdaje sobie sprawę, jak ci ciężko. Ale zabiorę cię w bezpieczne miejsce. Tam, gdzie mutanci mogą być sobą. Zrozum mnie, córeczko.
                Tą wypowiedź mogła sobie darować, bo tylko rozjuszyła brunetkę, która prychnęła wściekle i stanęła przede mną.
Star: Ty nic o mnie nie wiesz! Nigdzie z tobą nie pójdę, ani teraz ani nigdy! Nie masz prawa nazywać się moją matką!
Emily: Posłuchaj, Starfire Evans...
Star: To TY posłuchaj! Nie nazywam się Evans! Jestem Starfire Samantha Stark i nigdy o tym nie zapominaj! A teraz wyjdź. Wyjdź i nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy.
Emily: Co?
Star: Wynocha! Nie chce cię znać!
                Kobieta wyszła trzaskając drzwiami, a Star opadła na kanapę i poprosiła cicho, że chce zostać sama. Głos jej się łamał, a na kolana kapały łzy. Roberta ucałowała ją w czoło i przeszła do kuchni. Pogłaskałem ją po głowie i wyszedłem z salonu. Na schodach spotkałem Rhodey'ego.
Rhodey: Ta dziwna baba poszła wreszcie? Star wyglądała na wściekłą i przestraszoną.
Tony: Nic dziwnego. Wyszła, jak Star wyjaśniła, że nazywa się Stark.
Rhodey: Słyszałem. Jak myślisz, więcej nie przyjdzie?
Tony: Na razie nie. Później wróci, namiesza i znowu zniknie.
Rhodey: To jakieś błędne koło.
Tony: Taaa. Jutro rano zwijamy się ze Star do zbrojowni. Trzeba naprawić zbroje.
Rhodey: W już naprawdę macie obsesje na punkcie laboratorium.
                Prychnąłem i wyminąłem przyjaciela, znikając w pokoju. Wyciągnąłem się na łóżku i wydobyłem z kieszeni telefon. Wybrałem z listy kontaktów Pepper i wstukałem wiadomość:
,,Cześć, księżniczko. Wpadnij jutro popołudniu do zbrojowni. Naprawie Rescue i zrobimy sobie krótki przelot. Może być?''
                Odpowiedź przyszła chwile później:
,,Hej, książę. Jak dla mnie super. Tylko wieczorem zawieziesz mnie na randkę. Widzimy się jutro. P.S. prześpij się chwile w nocy.''
                Zacisnąłem pięści i cisnąłem telefon na biurko. Nie musiała o tym wspominać. Na samą myśl, że jest z Gene'em, czułem ukłucie w piersi. Kiedy Star zaczęła dobijać się do moich drzwi, zakryłem twarz poduszką i zasnąłem.



& Star &



Star: Anthony! Otwieraj te drzwi, bo je wywarze!
                Od dobrych 10 minut darłam się na całe gardło, stercząc, jak głupia, przed pokojem kuzyna. Nic. Zero. Nul. Nawet najmniejszej reakcji.
Star: Anthony!
Roberta: Cicho tam!
                Momentalnie dałam sobie spokój. Ta kobieta mnie przeraża. Przeszłam do pokoju Rhodey'ego. James siedział na łóżku i czytał kolejną książki. Usiadłam obok z żałosną minką.
Star: Nudzi mi się!
Rhodey: To idź do Tony'ego. Ja czytam.
Star: Jesteś nieczuły!
Rhodey: Nie dramatyzuj.
Star: Poprawka: bardzo nieczuły.
                Chłopak kompletnie mnie olał. Udałam obrażoną i poszłam do siebie. Ej, no! Ja wymagam trochę uwagi! Tony ma mnie w nosie, Rhodey też. Może Pepper ze mną pogada. Nagle rozległ się dzwonek mojej komórki. Zerknęłam na wyświetlacz z uśmiechem. O wilku mowa.
Star: Właśnie miałam do ciebie dzwonić. Oni są nieczuli!
Pepper: Kto?
Star: Tony i Rhodey. Tony zamknął się w pokoju i nie chce mnie wpuścić, a Rhodey czyta książkę i mnie olewa.
Pepper: Innymi słowy, trafiłam w moment.
Star: No jak zwykle. Ej, może by ich ukarać? Coś za często nas ignorują.
Pepper: Co ci znowu po głowie chodzi?
Star: Jeszcze nic, ale coś wykombinuje. Po za tym ,,moja matka'' postanowiła mnie odwiedzić. Jak ja jej nie trawie.
Pepper: Znowu chciała tego samego?
Star: A jak! Miała czelność nazwać mnie jej nazwiskiem.
Pepper: I co?
Star: Dobitnie wyjaśniłam jej, że nazywam się Stark i kropka.
Pepper: I bardzo dobrze. Tyle lat cię ignoruje, a teraz co? Instynkt macierzyński jej się włączył?
Star: Nie sądzę. Ona nie ma instynktu macierzyńskiego. Toć to podła baba jest.
Pepper: Co nie zmienia faktu, że cię przeraża.
Star: Aaaa! Kolejna. Odczep ta się od mojej odwagi, co? Najpierw Tony, teraz ty. Co ja wam biedna zrobiłam?
Pepper: Co cię znowu naszło, co?
Star: Nic. Idziemy jutro na zakupy?
Pepper: Odpada jestem spłukana.
Star: Oj, weź. Ja mam trochę kasy.
Pepper: Jeszcze czego?! Nie będziesz za mnie płacić.
Star: Ale...
Pepper: Żadnych, ale. Nie wiesz nawet, jak mi głupio, kiedy za mnie płacicie. Ten odtwarzacz na pewno kosztował fortunę. Poza tym Tony cały czas gdzieś mnie wozi, a ja nie mogę się wam nawet odwdzięczyć.
                Słuchałam jej paplaniny i kręciłam głową? To przecież my mamy u niej dług. Czy to aż tak dziwne? Chyba pora ją uświadomić.
Star: Pepper! Zamilknij na chwile! Jak rany! Tony ma racje, twierdząc, że możesz gadać bez oddechu. Chociaż... To jest chyba fizycznie niemożliwe. Sekunda! Czy ja właśnie stwierdziłam, że coś jest niemożliwe? Toć to nowość!
Pepper: Star! Rany boskie! Do rzeczy!
Star: A tak! Chodzi o to, że to MY mamy dług u CIEBIE.
Pepper: Co?
Star: Bo wiesz... Ty lubisz nas mimo wszystko. Tony nie jest najbardziej wylewny, a ja dziękować nie umiem. To, co robimy, to w pewnym sensie takie podziękowanie.
                Pierwsze łzy zaczęły spływać mi po policzkach i kapać na kolana. Ułożyłam się na łóżku, na plecach i pozwoliłam, by mokre krople znaczyły ścieżki na moich skroniach i znikały we włosach. Po drugiej stronie usłyszałam szloch i wiedziałam, że Pepper też płacze. Leżałam bez słowa i szlochałam. W końcu obie się uspokoiłyśmy.
Star: To jak? Zakupy aktualne?
Pepper: Pasuje. Ale przed południem. Potem widzę się z Tony'm, a wieczorem mam randkę.
Star: Chwilunia! Coś ty taka niezadowolona?
Pepper: Nie będę ci się tłumaczyć przez telefon. Pogadamy jutro.
Star: Ale... Pepper? Pepper?!
                Rozłączyła się, małpa jedna. Warcząc na przyjaciółkę, połączyłam się ze zbrojownią.
J.A.R.V.I.S.: Witam, panno Stark. W czym mogę służyć?
Star: Zanotuj, że mam zapytać Pepper o randkę. Na jutro. Absolutny priorytet.
J.A.R.V.I.S.: Oczywiście.
                Rozłączyłam się i wygrzebałam spod łóżka odtwarzacz. Wybrałam jakiś lekki spokojny kawałek z playlisty i pogrążyłam się w rozmyślaniach. Muzycy to ciekawi ludzie. Robią to, co kochają, i nie muszą się martwić. Też chciałabym tak żyć. I pewnie będę. O ile Stane nie wykończy firmy. Za dużo myśli w głowie na raz. Pora spać. Owinęłam się kołdrą i odpłynęłam.

niedziela, 3 maja 2015

Istoty: Część 1

Oto całkiem nowa historia. Wykorzystałam postacie z uniwersum Fairy Tail, ale przedstawiłam je w innym świetle. Na razie tyle. Chce zobaczyć, czy się spodoba.








Stała pośrodku jednej wielkiej pustki, wzrokiem szukając... Czegoś. Po jej bladych policzkach spływały gorzkie łzy, wymieszane z krwią. Poobcierane stopy piekły przy każdym kroku, a płuca paliły żywym ogniem za każdym oddechem. Nogi odmówiły jej posłuszeństwa i opadła kolanami na twardą, jałową ziemie. W głowie narastał ból. Zacisnęła powieki i wrzasnęła z bólu, tęsknoty, strachu i czegoś jeszcze. Wszechogarniającego uczucia pustki.


Najpierw poczuła jak ktoś nią potrząsa. Potem dotarły do niej, lekko przytłumione, głosy. Wydawały się znajome, ale otumaniony snem umysł nie radził sobie najlepiej z analizą. Dopiera mocne uderzenie w policzek przywróciło jej pełną świadomość. Otworzyła oczy, wbijając zdezorientowane spojrzenie w ojca i brata.
- Co jest?- spytała głupio, siadając na łóżku.
- Krzyczałaś przez sen. Znowu.- Igneel troskliwie pogłaskał długie włosy córki i ucałował jej czoło.- Zrobię ci herbaty ziołowej na uspokojenie.- podniósł się z kucek, a jego czerwona czupryna poskoczyła. Uśmiechnął się pokrzepiająco i ospałym krokiem pomaszerował do drzwi.
- Co ci się śniło?- kiedy kroki ojca ucichły, Natsu usiadł obok siostry i oparł się o wezgłowie.
- Jałowe pustkowie.- wymamrotała, z wysiłkiem przywołując ostatnie wspomnienia sennej mary.- Byłam tam sama z pustką w sercu i bólem.
- Twoje sny są zazwyczaj bardziej czytelne.- nadął policzki wyraźnie niezadowolony niejasnym przesłaniem snu.
- To nie musiał być TAKI sen.- stwierdziła z płonną nadzieją.- To mógł być zwykły koszmar.
            Spojrzał na nią z powątpieniem.
- Nadzieja matką głupich.- zaśmiał się, tarmosząc jej włosy.
- Ale i tak czepiamy się jej jak tonący brzytwy.- dopowiedziała z bladym uśmiechem.- Nie chce się już przeprowadzać.- wyznała i odchyliła głowę. Schowała ciemnozielone tęczówki pod powiekami.- Mam dość bycia dziwaczką.
- Ja też, Nemu.- szepnął po chwili namysłu.- Ja też.
- Przed śmiercią mamy było inaczej.- przypomniała szeptem.- Mieszkaliśmy sobie na odludziu, w jednym miejscu.
- Ale wtedy jeszcze się zmienialiśmy. Teraz jesteśmy tacy już na wieki.- upomniał ją schodząc z łóżka. - Zdrzemnij się, księżniczko. Jutro zaczynamy lekcje w nowej szkole.
- Nie przypominaj.- skrzywiła się, układając wygodniej na łóżku.- Dobranoc, braciszku.
- Trzymaj się, mała.- zamknął drzwi, zostawiając ją samą. Opuściła powieki i zapadła w sen bez snów.
            Ostry jazgot dzwonka rozbrzmiewał już od kilku minut, ale żadne z domowników nie pofatygowało się by otworzyć. Nemu przekręciła się na drugi bok i przykryła głowę poduszką. Była zmęczona, a co za tym idzie rozdrażniona. Zakopała się głębiej pod kołdrą, kiedy jej umysł zaatakowała masa myśli i wspomnień. Zacisnęła zęby i skuliła się, obejmując głowę ramionami. Z wysiłkiem wytworzyła kilka kolejnych barier i otoczyła nimi umysł. Zmieniające się jak w kalejdoskopie obrazy, zniknęły, a jej głowa znów stała się prywatnym terytorium.
- Jak ja tego nienawidzę.- szepnęła do siebie i wygrzebała się z pościeli.            Postawiła bose stopy na czarnych panelach i wstała. Przeciągnęła się niczym przyduża kotka i zamruczała cicho, kiedy coś strzyknęło jej w kręgosłupie. Wystawiła głowę na korytarz i zauważyła ojca, rozmawiającego z kimś w drzwiach. Kiedy nieznajomy staruszek spojrzał na nią ukryła się z powrotem i oparła o drzwi. To był on. Ale... To przecież niemożliwe. Minęło niemal 200 lat! Nie mógłby tyle żyć. Zatoczyła rundkę po pokoju, a potem kolejną i jeszcze jedną. Dobra. Podsumujmy fakty. Dziś rano w nowym domu w innym mieście przed jej drzwiami stał lord Makarov Dreyar I, który zgodnie z jej informacjami powinien nie żyć już od jakichś 180 lat. Usiadła na łóżku i podciągnęła kolana pod brodę. To nie ma sensu! Dobrze znała lorda i wiedziała, że jest tylko zwykłym śmiertelnikiem. Usłyszała pukanie i oderwała czoło od nóg. W progu stał zaniepokojony Natsu.
- Co jest?- w dwóch susach pokonał dzielącą ich odległość i kucnął przy łóżku.
- Widziałam go.- zagryzła wargi, marszcząc czoło.- Widziałam lorda Dreyara.
- Co?- wytrzeszczyło oczy i złapał siostrę za dłonie. Zacisnął delikatnie palce, próbując dodać jej otuchy.- On chyba nie żyje od jakichś 180 lat. Może to jego potomek.
- Nie pomyślałam o tym.- przyznała, rozluźniając mięśnie.- Spanikowałam tak właściwie bez powodu.
            Wyjęła dłonie z uścisku brata i wydostała się z łóżka. Wygrzebała z szafy długie sprane jeansy i luźną koszule w czarno-czerwone paski. Ogarnęła się i przebrała w łazience. Kiedy wróciła do pokoju, Natsu, już w pełni ubrany, pakował jej książki do czarnej torby na ramie. Z uśmiechem rozczesała włosy i zebrała je w koński ogon, pozostawiając jednak kilka kosmyków dookoła twarzy. Na nogi założyła wysokie, czerwone trampki, a na ramiona narzuciła wygodną skórzaną kurtkę.
- Gotowa.- oznajmiła, zarzucając torbę na ramie.- Idziemy?- spytała uśmiechając się uroczo.
- Nie wiem, dlaczego ci się tak spieszy.- marudził, kiedy zbiegali po schodach.- Nawet, jeśli autobus odjedzie, jak użyjesz trochę swojej mocy, będziemy w szkole wcześniej.
- Wiesz, że nie lubię tego robić.- warknęła, zeskakując z trzech ostatnich stopni.- To mnie wysysa.
- Jesteś Istotą Wieczności. Zaakceptuj to w końcu.
- A ty i tata jesteście Istotami Ognia. Dlaczego tylko mi się to przytrafiło?- zapytała, kierując wzrok w niebo.
- To nie przekleństwo tylko dar.- pouczył ją.
- Ja dziękuje za taki dar.- naburmuszona zaplotła ręce na piersiach i weszła na ulice.
            Dalej wszystko potoczyło się błyskawicznie. Usłyszała piski opon i poczuła uderzenie w bok. Impet zwalił ją z nóg. Przetoczyła się po masce, uderzyła w szybę i runęła na ziemie. W pierwszym odruchu zwinęła się w kłębek, walcząc ze łzami bólu. Ktoś przykręcił ją na plecy i zobaczyła tę twarz. Tak doskonale go znała. Nim zdążyła jednak cokolwiek powiedzieć, zbawcza ciemność wciągnęła ją w swoje odmęty.

One-shot IMAA: Pierwszy dzień nowego życia.

A więc z okazji mojego powrotu wrzucam taki mały one-shot. W całości został napisany z perspektywy Star. Zapraszam.






&Starfire&
            Stałam na korytarzu Akademii Jutra, razem z Tony'm i Rhodey'm. James patrzył to na mnie, to na mojego kuzyna, jakbyś mieli zaraz zrobić coś głupiego. My za to spoglądaliśmy to na niego, na siebie nawzajem, na plany lekcji, na tłum uczniów i na szafki. I tak w kółko. W końcu spojrzeliśmy sobie w oczy i przez chwile prowadziliśmy niemą dyskusje. Westchnęłam, przenosząc wzrok na przyjaciela.
Star: Ta szkoła jest dziwna.
Rhodey: Nie dramatyzuj, Star. Przyzwyczaicie się.
            Przez chwile skojarzył mi się z przestraszonym czarnym królikiem. Zagryzłam wargi, by powstrzymać śmiech, i wspięłam się na palce, sięgając do plecaka Tony'ego. Kuzyn najwidoczniej to zauważył, bo mnie odsunął. Wściekła tupnęłam nogą jak obrażone dziecko, czym sprowokowałam ich śmiechy. Może to nie było najmądrzejsze posunięcie. W końcu mam zaledwie 1,45 m wzrostu.
Star: Daj mi coś słodkiego.
Tony: Masz chyba batona w torbie.
Star: Właśnie nie. Już nie.
            Tony przewrócił oczami i potarmosił mi włosy. Potem spojrzał na mój plan lekcji.
Tony:, Co masz teraz?
Star: Biologie. A wy?
Tony: WOS.
            Szlag! Dlaczego nie mamy lekcji razem?! Mamrocząc po nosem, zarzuciłam plecak na ramie i ruszyłam przed siebie.
Tony: Ej, Star!
            Obróciłam się i chwyciłam coś, czym we mnie rzucił. Spojrzałam na mojego ulubionego batona, leżącego w dłoni.
Tony: Tylko nikogo nie pobij!
            Zasalutowałam.
Star: Ta jest, szefie! Dzięki.
            Ruszyłam do klasy i nagle stanęłam na środku korytarza. Tylko gdzie ja powinnam iść. Spojrzałam na kartkę. Sala numer 3. Ok. Spojrzałam na drzwi najbliższej klasy. Trójka. Ha! Jestem genialna. Nie żeby to było coś nowego. Weszłam do klasy i podeszłam do nauczyciela. Starszy, łysy mężczyzna z widocznym brzuszkiem spojrzał na mnie niechętnie.
- Zgubiłaś się? To nie jest podstawówka.
            Zacisnęłam zęby i powstrzymałam się od wybicia mu zębów. No już Star. To nauczyciel. Nie wolno bić.
Star: Starfire Samantha Stark. Zaczynam tu naukę.
- A to ty. Tu masz podręcznik. Usiądź gdziekolwiek.
            Chwyciłam książkę i obróciłam się przodem do klasy. Jedyne wolne miejsce było w ostatniej ławce, obok jakieś dziewczyny. Usiadłam i oceniłam ją wzrokiem. Była niewiele wyższa ode mnie, gdzieś tak 1,50m może trochę więcej. Miała krótkie, rude włosy, jasną cerę przyozdobioną piegami i duże, zielone brązowe oczy. Uśmiechnęła się do mnie ciepło, co szybko odwzajemniłam.
- Hej, jestem Patricia, ale wszyscy mówią mi Pepper. Jesteś nowa? Nigdy wcześniej cię tu nie widziałam. Przeprowadziłaś się? Akademia Jutra nie jest taka zła, chociaż ma beznadziejną nazwę. Też kiedyś byłam tu nowa.
            Przerwała, żeby nabrać powietrza, więc wykorzystałam okazje.
Star: Tak, jestem nowa. Starfire, ale mów mi Star. Kiedy się tu przeprowadziłaś?
Pepper: Jakieś pół roku temu. A ty, od kiedy mieszkasz w Nowym Yorku?
Star: Tak właściwie to od urodzenia. Co do nazwy szkoły masz absolutną racje. Jest beznadziejna.
Pepper: Gdzie chodziłaś wcześniej do szkoły? Pewnie do jakiejś renomowanej, prywatnej szkoły z kosmicznym czesnym.
Star: Nie. Tak właściwie to mój pierwszy dzień w jakiejkolwiek szkole. Do tej pory miałam tak zwane,, nauczanie domowe''.
Pepper: Super!
            Roześmiałam się. Ona jest urocza.
Star: Nie tak super. Ominęła mnie masa rzeczy. Klasówki, wycieczki klasowe i przyjaźnie.
Pepper: Klasówek nie masz, co żałować. Nic w tym fajnego. A co przyjaciół, nie wierze, że nie masz nikogo.
Star: W sumie to jest Rhodey. I jeszcze oczywiście mój kochany kuzyn.
Pepper: I masz jeszcze mnie.
            Okazało się, że mamy razem więcej, niż tylko tę jedną lekcje. Do lanchu nie rozstawałyśmy się na krok. Rhodey i Tony gdzieś zniknęli, ale szczerze mówiąc miałam ich w nosie. Razem z moją nową przyjaciółką przemknęłyśmy na dach i rozsiadłyśmy się na zadaszeniu nad drzwiami. Wygrzebałam z torby paczkę żelków i wyciągnęłam ją w stronę rudej. Pokręciła przecząco głową, wgryzając się w kanapkę.
            Nagle drzwi pod nami otworzyły się, a do barierek podszedł mój kochany kuzyn.
Star: Gdzieś się szwendał, u licha?!
            Tony podskoczył i obrócił się, a ja pomachałam mu z uśmiechem. Przez chwile przyglądał mi się ze zmarszczonymi brwiami, a potem przeniósł wzrok na Pepper. I jakby w oboje grom trafił. Gapili się na siebie jak zaczarowani, a ja obserwowałam ich z podstępnym uśmieszkiem i przekrzywioną głową. W moim mózgu pojawił się zarys pomysłu. Co by było, gdybym ich zeswatała? W sumie Tony'ego znam jak nikt, a Patricia wydaje się w porządku. Dobrze mi się z nią rozmawia, więc nadaje się na moją szwagierkę. Jeszcze Rhodey'ego trzeba zmusić do pomocy. A na razie wypadałoby ich jakoś obudzić.
Star: Tony, to Patricia alias Pepper, poznałyśmy się na biologii. Pep poznaj, to właśnie Tony, mój drogi kuzyn.
            Zeskoczyłyśmy z daszku, a oni podali sobie dłoni. Zerknęłam na zegarek i ruszyłam na dół, wiedząc, że idą za mną i rozmawiają. Fajnie, że się dogadują. Beztroską wolność przerwał dzwonek, a Pepper, po krótkim pożegnaniu zniknęła nam z oczu. Zerknęłam na kuzyna i z radością stwierdziłam, że wpatruje się w miejsce, gdzie oddaliła się moja nowa przyjaciółka. Zmrużyłam przewrotnie oczy, szczerząc się drapieżnie. Stanęłam na palcach i z całej, dość nieskromnej, siły rąbnęłam go w plecy. Zachwiał się, ale utrzymał równowagę.
Tony: Czego?
Star: Ślinisz się.
Tony: Wcale nie.
            Wbrew temu, co mówił, obtarł usta wierzchem dłoni, a ja wybuchłam śmiechem. Złapałam go za ramie i raźnym krokiem ruszyłam do klasy.
Star: Wiesz co, Tony?
Tony: Nie czytam ci w myślach.
Star: Mam wrażenie, że ta szkoła wcale nie będzie taka tragiczna

Liebster Award

Aaaaaaa! Nie wierzę! Boże drogi, jestem w szoku! Zostałam nominowana do Liebster Award przez Annę Katari i Pepper. Dziękuje!


Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.


No to zaczynamy!


Pytania od Anny Katari;


1. Oglądasz jakieś anime?
Tak, oglądam anime. Nawet więcej niż jedno. Do moich ulubionych należą Fairy Tail i Naruto.
Shija: Zapomniałaś o obecnej miłości, czyli One Piece.
2. Jesteś Otaku?
Chyba można tak powiedzieć, ale pewności nie mam.
3. Co kochasz robić?
Pisać, czytać, śpiewać, oglądać anime. I oczywiście bawić się z moim kochanym psiakiem.
4. Masz fioła na punkcie jakiegoś serialu czy filmu? Jaki?
Nie. Przeżywam filmy i seriale, ale fioła na punkcie żadnego nie mam. Chociaż kocham oglądać Iron Man, Castel, Dr. House i Elementary. A i oczywiście Zabójcze umysły.
5. Bez czego nie możesz żyć?
Nie mogę żyć bez muzyki Verby i Perfect. Bez książek. I, oczywiście, pisania.
6. Jakie masz motto życiowe?
Mam kilka. Oto one:
Każdy dzień jest początkiem nowego życia.
Każdy ból ma początek w słowach.
Gdziekolwiek będziesz, ja zawsze będę obok, by cię podnieść, kiedy upadniesz.
Shija: To ostatnie odnosi się do jej przyjaciół i rodziny.
7. Co cię doprowadza do szału?
Brak tolerancji, kłamstwa i daleko idący egoizm. Po prostu nie zdzierżę.
8.Masz jakiegoś pupila w domu?
Tak, mam. Mojego kochanego psiaka, owczarka niemieckiego, Hadesa.
9.  Gdybyś miała jedną super moc, jaka by to była?
Chyba zdolność latania. Tata zaraził mnie pasją do nieba, bo sam kocha latać. Dlatego zrobił licencje pilota. Ewentualnie czytanie w myślach.
10. Jakie masz najskrytsze marzenia?
Jak powiem to się nie spełni.
11.   Co robisz, jak piszesz? 
Zazwyczaj odpływam myślami do historii. Ręka pracuje sama. Oprócz tego słucham ulubionych kawałków.





Pytania od Pepper:
1. Co sprawiło ze zaczęłas/ zacząłeś pisać.
Tak, szczerze to nie wiem. Zaczęło się jakoś w podstawówce i się ciągnie.
2.masz przyjaciół?
 Tak. Moje trzy anioły.
3. Czego najbardziej lubisz słuchać?
Polskiego Rocka. Perfect, Oddział zamknięty, Dżem, Lady Pank. Są jeszcze Lemon, Verba i Linkin Park
4. Jesteś fanem muzyki klasycznej?
Raczej nie. Ale jeden z moich aniołów już tak.
 5. Czym się interesujesz?
Japonią, mechaniką i dziennikarstwem. No i jeszcze astronomią i astrologią
 6. Masz jakiegoś ulubionego pisarza.
Nie. Lubię wielu.
 7. Ktoś cię inspiruje do pisania.
Moje anioły, rodzina i ulubieni wykonawcy.
 8. Jaki jest twój ulubiony przedmiot w szkole i dlaczego.
Uwielbiam polski, ponieważ dzięki temu cały czas się udoskonalam i mam genialną nauczycielkę. Ale lubie też biologie i niemiecki.
 9.Jakie jest twoje ulubione zwierzę?
Wilk. Po prostu kocham te zwierzęta. Kiedyś dowiedziałam się, że wilka można przez dwa lata od urodzenia trzymać w domu. Potem włącza mu się instynkt stadny i papa.
10.Twój cel życiowy.
Wydać minimum jedną książkę, pracować w radiu jako DJ'ka.
 11. Twój ulubiony sport i dlaczego.
Do gry czy oglądania? jak do gry to koszykówka, bo to pierwsza gra w jaką wygrałam z bratem. A do oglądania siatkówka, w sumie nie wiem czemu.




No to teraz moja kolej. Nominuje:
1. TonyPepper:
pepperpotstonystrak.blog.pl
2. Post
immalove.blog.pl
3. Piegusek:
somewerenew.blogspot.com
4.Firegirl
iron-man-adventures.blogspot.com
5. Ann Isabell
pots-stark.blogspot.com
6. Nashi:
milosc-ktora-przezwyciezyla-strach.blogspot.com
7. Magda Lena:
code-yumi.blogspot.com
8.Justyna:
co-bendzie-dalej.blogspot.com
9.Idziocha:
kickinit-kimjack-mojawersja.blogspot.com
10.Grazyna J
słodkoiwytrawnie.blogspot.com
11.Wiktoria
szczesliwaliczba.blogspot.com


Pytania:
1. Co lubisz robić w wolnym czasie?
2. Gdzie najchętniej przebywasz?
3. Gdzie chciałabyś wyjechać?
4. Został ci jeden dzień życia. Co robisz?
5. Wygrywasz główną nagrodę w konkursie. Co by to było?
6. Jaki jest twój ulubiony film?
7. Jaka była najbardziej niesamowita rzecz, jaka ci się przydarzyła?
8. Ulubiony autor to...
9. Możesz zrobić jedną niezwykłą rzecz. Co by to było?
10. Jakiej muzyki słuchasz?
11. Wolisz psy czy koty? Dlaczego?