niedziela, 20 września 2015

Dla ludzi nieustraszonych, albo świrów co już im wszystko jedno.

WITAJCIE WSZYSCY!
Jam jest Zielona - nowy (i jedyny, no ale nieważne) grafik blogu 'W Otchłani Umysłu'.
Może moje skromne arty nie oddadzą w pełni gracji postaci Fumi, ale co nie zabije, to wzmocni.
Z tym, że to wam grozi śmierć. Nie mi.
heh
Postaram sie w miarę szybko wrzucić jakieś rysunki (bardzo szybko, bo przegrałam z PEWNĄ BLOGERKĄ zakład noalenieważne)
Tak więc jeszcze raz WITAM i życzę wszystkim, aby przeżyli moje jestestwo.
Hugs, Zielona
                                            

Łowcy: Rozdział 1

Witam wszystkich. Oto coś zupełnie nowego. Zapraszam do czytania.




Rozdział 1

Już od kilku dobrych godzin przedzierali się przez Starą Puszczę, unikając wszelkich dróg i ścieżek. Długie peleryny zahaczały o krzewy i gałęzie zmieniając marsz w katorgę. Liście smagały ich po twarzach, ukrytych w cieniach kapturów.

Nagle biegnąca na przedzie drobna postać zatrzymała się gwałtownie i opadła na kolana przyglądając się ziemi. Niecierpliwym ruchem odrzuciła kaptur na plecy i uderzyła pięścią o pobliskie drzewo.

- Coś nie tak?- Savanna oparła się o pień również odsłaniając twarz.

- Tu ślad się urywa.- El potrząsnęła głową, aż wielokolorowe włosy uniosły się lekko do góry. Warkocz zatoczył koło, uderzając ją w lewy policzek.- Czujecie coś?

Roy odchylił głowę, mrużąc brązowe oczy. Pociągnął kilka razy nosem i zdegustowany przysiadł na trawie, targając swoje ciemne włosy. Kilka listków i gałązek opadło mu na kolana, ale strzepał je niecierpliwymi ruchami dłoni.

Sava również potrząsnęła głową , a kilka czerwonych kosmyków wymknęło się z kucyka i opadło na oczy. Zdmuchnęła je szybko, delikatnie marszcząc brwi.

- Skoro nie mamy śladu, równie dobrze możemy rozbić tu obóz.- zadecydowała.

- I tak zachodzi słońce.- Chase rozsiadł się przy jej nogach, obracając w palcach jeden ze swoich sztyletów.- Ten wampir i tak nam nie ucieknie.

- Wredna pijawa jest już nasza.- Tami zdjęła plecak, a jej dziecięcą twarz rozjaśnił uśmiech.- Macie ochotę na rumiankową herbatę?- zapytała po chwili, wyjmując zioła.

- Jutro użyję zaklęć tropiących.- obiecał Elias, mrużąc figlarnie lodowe oczy.- A teraz dobranoc.- wykonał drobny gest, a z ziemi wyłoniły się korzenie, tworząc dookoła niego kopułę.

- Co za…?- Strateg rzuciła w jego stronę zimne spojrzenie różowych oczu. Nagle zmarszczyła brwi i rozejrzała się.- A gdzie Luna i Halt?

- Tu jestem.- blondynka wyskoczyła spomiędzy drzew z naręczem drobnych gałęzi, potykając się o korzenie.- Zbieraliśmy chrust na ognisko.

Chase zmrużył podejrzliwie oczy i uśmiechnął się złośliwie.

- Nie uwierzę, że tylko to robiliście.- oznajmił, opierając się o nogi Savanny. Ta spojrzała na niego z dezaprobatą i uderzyła kolanem w tył głowy.- No wiesz co?- jęknął.

- To nie twoja sprawa, co robili.- pouczyła go i przeniosła wzrok na Medyczkę.- Gdzie Halt?

Luna rozejrzała się szybko i, zawstydzona, przeciągnęła ręką po karku.

- Był zaraz za mną.- stwierdziła.

- Tu jestem.- mężczyzna zeskoczył ze starego dębu, lądując tuż obok El.- Obserwowałem teren.

- Jak zawsze przezorny.- Strateg skinęła głową z aprobatą.- Nie to co niektórzy.- dodała, patrząc wymownie na Snajpera.

- Dlaczego zawsze narzekasz na mnie?- oburzył się, unosząc głowę.

- Bo zawsze zachowujesz się jak jakiś smarkacz.- warknęła.

- W sumie chochliki są trochę dziecinne.- Tamara wtrąciła swoje trzy grosze.- Ale za to elfy stateczne i rozważne.- przyłożyła palce do brody i zamyśliła się.

- A tak właściwie, z jakimi rasami ja pracuję?- nagle tuż za plecami Luny pojawił się Elias. Przerażona Medyczka obróciła się z piskiem i wymierzyła Czarownikowi siarczysty policzek. Kiedy zdała sobie z tego sprawę, zaczęła go gorąco przepraszać, ale on tylko machnął ręką.- A więc?- ponaglił.

Między Łowcami zapanowała cisza. Sawanna przygryzła wargę, spoglądając na każdego z osobna. Znała ich akta, więc wiedziała więcej niżby chciała, ale taki los dowódcy. Teraz jednak milczała, dając im czas, by podjęli decyzje.

- Więc…- zaczęła cicho Tamara.- Ja w większości jestem człowiekiem, ale mam trochę krwi wilkołaka.

- Pół elf, pół chochlik.- włączył się Chase, błyskając uśmiechem.- A nasza pani Strateg jest dhampirem.- dodał po chwili, na co zmiażdżyła go spojrzeniem.

- Ja za to jestem czystej krwi Dzieckiem Księżyca.- Roy dumnie wypiął pierś, a potem wskazał na El i dopowiedział lekceważącym tonem:- A ona jest kundlem.

- Idź ganiać ogon, psie.- Tropicielka posłała mu złośliwy uśmieszek.- Ja jestem mieszańcem duchów natury.- wyjaśniła Eliasowi.

- A wy?- Czarownik ogarnął wzrokiem Lunę i Halta.

- Zwykły człowiek.- Łucznik zwinnie wspiął się na drzewo, znikając pośród konarów.

- Ludzka kobieta z domieszką krwi czarowników.- Medyczka ukłoniła się lekko.

- Jednym słowem: mamy tu niezła mieszankę rasową.- skwitowała Sava.- A teraz chodźmy spać.- Jutro o świcie wyruszamy dalej.- dodała głosem nieznoszącym sprzeciwu.

Zespół, bez zastrzeżeń, zastosował się do polecenia.




Słońce stało w najwyższym punkcie, kiedy Roy i Savanna wyczuli poszukiwanego. Idąc za nim opuścili Puszczę, trafiając do królestwa trolli, co źle wpłynęło na Chase'a i El.

Trolle były wielkie, brzydkie i, w większości, nadzwyczaj głupie. Warto również dodać, że pałały żądzą mordu do wszelkich stworzeń leśnych. Stanowiły jednak doskonałych wojowników, bezgranicznie oddanych przywódcy, więc nikogo nie zdziwiło, że, owładnięty manią władzy, wampir postanowił ukryć się właśnie u nich. W ogólnym rozrachunku trolle niewiele różniły się od zwierząt, w większości przypadków działając pod władzą instynktu. Ich obecny dowódca był, co prawda, członkiem Rady, ale nie można było oczekiwać cudów. Na samą myśl o rozmowach dyplomatycznych z nim, po plecach Savy przybiegły dreszcze. Z głośnym westchnieniem przekroczyła granice i wkroczyła na główny trakt, a wraz z nią pozostali.

Chase kroczył u boku przywódczyni i, z każdym mijanym trollem stawał się coraz bardziej zdenerwowany. Tylko dłoń oparta na kaburze dawała delikatne poczucie bezpieczeństwa. Kiedy ktoś oparł mu rękę na ramieniu, cudem powstrzymał się od wbicia noża w serce, jak się po chwili okazało, El.

- Przepraszam.- burknął zawstydzony, chowając broń.

- Też się denerwuje.- pocieszyła go, wznawiając marsz.- Widzę, jak oni na nas patrzą. Zupełnie jakbyśmy byli gorszym gatunkiem.

- Nic dziwnego.- wtrącił się Elias.- W końcu niemal każde wydarzenie historyczne ma jakiś związek z zatargami między istotami lasu a trollami.

- Daruj sobie.- do rozmowy dołączył się Roy, spoglądając na, rozglądającą się nerwowo, dwójkę.- Nie zaatakują was przecież. To wbrew Przymierzu.

- Trolle, mimo wszelkich wad, szanują, ustanowione Reguły.- dodała Strateg, stając przed drewnianą bramą.- A teraz skupcie się łaskawie. Idziemy na spotkanie z ich królem.




Sala tronowa bardziej przypominała izbę w wiejskiej chacie niż pomieszczenie pałacowe, ale przynajmniej była czysta. Na drewnianym krześle, okrytym futrem niedźwiedzia, siedział Arrkadur, obecny pan tychże ziem.. Zgodnie z panującymi zasadami etykiety, podniósł się, kiedy strażnicy wprowadzili gości. Dworskim gestem ukłonił się, całując dłonie Łowczyń. Mężczyzn powitał uściskiem rąk. Rozkazał służbie przynieść krzesła dla oddziału i, dopiero gdy polecenie zostało wykonane, ponownie zasiadł na swym „tronie”.

- Czego potrzebujecie od trolli, Łowcy?- zapytał dudniącym basem, a po długich, ostrych kłach spłynęła ślina.- Trolle nie łamią Reguł. Trolle są dobre.

- Oczywiście, mój panie.- przemówiła Savanna.- Nie przybyliśmy do twego królestwa, aby niepokoić twój lud.

- Więc po co?- zapytał z wrodzoną nieufnością.

- Ścigamy pewnego wampira, mości królu.- wyjaśniła Strateg, neutralnym głosem.- Ukrył się on na twych włościach, więc, zgodnie z Kodeksem Łowców, chcemy prosić cię o pozwolenie na kontynuowanie naszych łowów. Oczywiście, obiecujemy powstrzymać się od walki z twym ludem.

- Jeśli Łowcy nie będą atakować trolli, Arrkadur zgadza się na gonienie złego wampira. Ale, kiedy Łowca zabije trolla, Arrkadur ogłosi wojnę.- ostrzegł ich, wyciągając pazurzastą łapę w kierunku Stratega.- Uściśnijmy sobie ręce, Strategu.

Mimo chwilowych oporów, Sava wystawiła dłoń, która zniknęła w silnym uścisku władcy, a umowa została zawarta. Chase odetchnął z ulgą, kiedy przywódczyni podniosła się z miejsca i wykonała dworski ukłon. Szybko opuścili sale tronową, ponownie wyruszając na łowy.




Jako że wampiry rzadko zapuszczały się na Słoneczną Równinę, zamieszkałą przez trolle, odnalezienie poszukiwanego stało się dziecinną igraszką. Biegnąc na przedzie, Roy, niemal wbrew sobie, czuł pewną ekscytacje. Dzieci Nocy i wilkołaki od zarania dziejów toczyły wojny. Przymierze, co prawda, zakazało zorganizowanych wystąpień zbrojnych, ale nie drobnych potyczek, nieprzerwanie toczonych przez te dwa ludy. Tak więc zabijanie parszywych krwiopijców miał we krwi. Chociaż fakt, iż jest pod rozkazami jednego z nich, nie wzbudzał w nim euforii, Sava wielokrotnie udowodniła, że zasługuje na swój tytuł i jego szacunek.

- Zatrzymajmy się na chwile.- rozkazała, dokładnie okryta płaszczem Savanna.- Pora opracować plan.

- Nie rozumiem, dlaczego uważasz to za tak ważne.- Roy lekceważąco machnął ręką.

- Jestem dowódcą i nie pozwolę, by któreś z was zginęło przez mój błąd.- oznajmiła hardo, wprawiając go w zakłopotanie.- Prędzej sama oddam swoje życie.

Elias spojrzał na dhampirzyce, zaskoczony pewnością w jej głosie. Nie łączył ich żadne więzi rasowe, a ona i tak zamierzała ich chronić. Wśród czarowników takie zachowanie byłoby potraktowane jak próba oszustwa. Ich społeczeństwo było zdominowane prze bogactwo i, mimo zakazów Wielkiego Maga, wciąż zdarzały się przypadki handlu niebezpiecznymi zaklęciami. Ostatnio nawet częściej niż zazwyczaj. Każdy czarownik czuł, że zbliża się coś strasznego. Gdzieś budziło się wielkie zło, ale nikt nie potrafił dokładnie określić co i gdzie. Wiadomo było tylko, że stanie się coś, co wstrząśnie obecnym światem i, być może, zburzy dotychczasowy porządek.

- Hej, Elias.- Tami szturchnęła go w bok.- Może wrócił byś na ziemie i wysłuchał, co Sava ma do powiedzenia?

Wyrwany ze swoich niepokojących rozmyślań, Czarownik kiwnął głową i skupił się na słowach Stratega. Na wszystko przecież przyjdzie czas.