piątek, 27 czerwca 2014

Tora z Duchów: 3

I kolejny fragment Tory. Nudne jak flaki z olejem. Krótkie i kiepsko opisane. mam problem z opisaniem walki. Dedykacja dla Uli i Pieguska.





3

            Podskoczyłam kilka razy w miejscu. No i gdzie ta mała? Boże! Jak ja nie lubię czekać! Większość członków zakonu zasiadła na trybunach, dyskutując i obstawiając, kto wygra.

- Hej, Tora!- wrzasnął Josh, wysoki blondyn o radosnych szarych oczach.

- Co?- odkrzyknęłam ze śmiechem.

- Nie bądź za ostra dla młodej!

            Uśmiechnęłam się delikatnie i wyciągnęłam miecz.

- Będę uważać!- obiecałam.

            Wtedy do środka weszła Taylor. Stanęła naprzeciwko i wyjęła sztylet. Ruszyła do ataku, celując w serce. Nagle rozpłynęła się w powietrzu. Osz, w mordę! To jednak nie będzie takie łatwe. Mocne kopnięcie w plecy zwaliło mnie z nóg. Przetoczyłam się kawałek. Leżąc twarzą w dół, zaczęłam gorączkowo obmyślać plan działania. Serce waliło mi jak młotem, a ciało oblewał zimny pot. Panika…

- Tora.- spokojny głos Sivy ukoił moje skołatane nerwy.- Uspokój się. Wciąż możesz ją pokonać.

            Odetchnęłam głęboko i przymknęłam oczy. Mam ją… Jej zapach, oddech, bicie serca. Celuje w biodro. Szybkim ruchem podcięłam jej nogi i wbiłam pięść w brzuch. Nie pozostała mi dłużna i sztyletem zadrasnęła mój policzek. Cięłam w nogę, ale kopnęła mnie w splot słoneczny. Odleciałam kawałek i straciłam na chwilę oddech. Nie! Nie mogę przegrać…

            Nagle Taylor znalazła się przy mnie i wbiła mi ostrze w brzuch. Krzyknęłam krótko, a ona zniknęła. Podniosłam się na nogi i przycisnęłam palce do rany.

- Muszę działać szybko.- szepnęłam i natarłam na przeciwniczkę.

 W mgnieniu oka znalazła się za mną i cięła po plecach. Odwróciłam się, próbując trafić w brzuch. Tylko ją zadrasnęłam. Szybko traciłam siły.

- Tora, tracisz dużo krwi.- w głosie Sivy wyłapałam troskę.- Poddaj się.

- Nigdy.- warknęłam i udało mi się trafić Taylor w ramię.

Zaskoczona straciła koncentrację. Wykorzystałam moment i powaliłam ją na plecy. Przystawiłam czubek miecza do jej gardła.

- Poddaję się.- oznajmiła, a ja cofnęłam się.

            Zakręciło mi się w głowie i powoli zapadłam się w mrok. Ostatnim co usłyszałam był zdenerwowany głos Sivy:

- Trzymaj się, mała.





Data kolejnego rozdziału: 11.07.14
Chyba, że się rodzinka zjedzie.

Fairy Tail: 4 lata: Rozdział 1

Zgodnie z obietnicą. Udało mi się coś wstawić. Co znaczy, że rodzice są zadowoleni z mojej średniej.
Shija: Za dużo gadasz.
Tak. Tak. Już to gdzieś słyszałam.
Shija: Ty się lepiej bierz do roboty. Leń parszywy.
Kolejny raz to słyszę. Dedykacja dla Magdy.





Rozdział 1

            Mimo iż nie minęło jeszcze południe, w gildii już panował ogromny rozgardiasz. Wszędzie latały meble i, niekiedy, magowie. Kiedy kolejny z kolei kufel roztrzaskał się na jego plecach, wstał i skierował się do drzwi. Pchnął ciężkie drewno, które uderzyło w coś po drugiej stronie. Rozejrzał się i zauważył dziewczynę, zbierającą się z ziemi przy ogromnym dębie. Nie potrzebował dużo czasu, by ją rozpoznać. Wystarczyły mu jej różowe włosy i duże, ciemnozielone oczy.

- Nemu…- szepnął. Nie miał wątpliwości.

            Zaraz za nim z gildii wybiegła jego dziewczyna Cana. Tak jak on, stanęła zszokowana.

- Niemożliwe! Ty nie żyjesz!- krzyknęła nagle.

            Z budynku zaczęli wychodzić inni, zwabieni krzykami. Wszyscy reagowali tak samo.

            Stała naprzeciw swoich przyjaciół, swojej rodziny i, skrępowana, miętoliła w dłoniach kraniec szalika. Nerwy zżerały ją od środka. Może to jednak nie był najlepszy pomysł. Zanim zdążyła rozerwać gnieciony rąbek, na szyje rzuciła jej się Juvia.

- Nemuś!- krzyknęła, lądując wraz z przyjaciółka na ziemi.

            Łzy niebieskowłosej moczyły jej ramię. Patrzyła w bezchmurne niebo, czując, że zaraz sama się popłacze. Nad nią latały dwa Exeedy. Niebieski i brązowy. Happy i Eris. Oba wypuszczały z siebie fontanny łez. Wiedziała, że więcej nie wytrzyma. Wybuchła  głośnym śmiechem, a po policzkach spłynęły słone krople. Reszta w końcu otrząsnęła się z szoku i, z radosnymi okrzykami, otoczyli leżące dziewczyny.

- Co tu się wyrabia?!- głos  Gildartsa uspokoił  magów. Tłum rozstąpił się, dopuszczając go do, stojącej w środku, postaci.

- Niesamowite.- zaskoczony mężczyzna przyjrzał się jej.- Ty nadal żyjesz.

- Yo, Gildarts.- przywitała się, ocierając łzy.- Choć może powinnam mówić „mistrzu”.

- Bardzo zabawne.- zaczął, mierząc ją wzrokiem.- Dlaczego wróciłaś?

- Chcę wrócić w szeregi gildii.- odparła, poważniejąc.

- Nemu…- wymawiając jej imię, westchnął cicho.- Minęły cztery lata. Myślisz, że tak od razu cię przyjmę?

- Ale…- zająknęła się.- To mój dom. Moja ro…

- Mam pomysł.- przerwał jej, uśmiechając się podstępnie.- Urządzimy pojedynek. Wybiorę ci przeciwnika i, jeśli wygrasz, zostaniesz. Jeśli nie, pomyślę nad tym.- oznajmił, zacierając dłonie.

            Milczała, trawiąc jego słowa. Czy on mówi poważnie?! Nie wróciła, żeby walczyć z swoimi nakama. Jednak… Westchnęła.

- Zgoda.- przystała na jego propozycje, rozglądając się po magach.

- Wspaniale. Laxus, chodźże tu! Cała reszta cofnąć się!- krzyknął Clive, samemu się wycofując.- Zaczynajcie!- z tym jednym słowem dwójka magów ruszyła na siebie.

            Początkowo mierzyli się jedynie w walce wręcz. Może brakowało jej siły, ale była od niego mniejsza i szybsza. Unikała jego ataków, czekając na dogodny moment na kontratak. Zanim jednak takowy nadszedł, blondyn powali ją na ziemie i unieruchomił jej nadgarstki. Zaklęła i nabrała powietrza. Dosyć cackania.

- Ryk Księżycowego Smoka!- wrzasnęła, wypuszczając z ust ogromny strumień srebrnego światła.

            Atak wysłał go w powietrze, a ona nie czekając, aż spadnie, wyskoczyła w górę. Kiedy znalazła się nad nim, skrzyżowała ramiona.

- Atak Skrzydłem Księżycowego Smoka!- zaatakowała, lecącego w dół chłopaka.

            Wbił się w ziemie, tworząc w bruku sporą dziurę, a ona wylądowała na krawędzi, cudem nie wpadając do środka. Podniósł się, a jego ciało otoczyły błyskawice. Wyskoczył z krateru i zaatakował ją wiązką piorunów.

            Porażona prądem, krzyknęła, a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. Upadła i skuliła się. Zbliżył się do niej, złapał za włosy i uniósł do góry. Pięścią, otoczoną wyładowaniami, uderzył ją w brzuch. Obdarzyła go grymasem uśmiechu i zacisnęła pięści.

-Sekretna Technika Smoczego Zabójcy Księżyca: Srebrzysta Lilia: Pieśń Andromedy!- z jej dłoni wypłynęły srebrne pięciolinie i obwiązały ją i jej przeciwnika. Zaczęła śpiewać w smoczym języku, a z każdym słowem blask dookoła przybierała na sile. Po kilku sekundach wszystko eksplodowało, a Laxus przebił się przez jedną ścianę gidii.

- Niszczy mi gildie, jak Natsu.- jęknął Gildarts.

- No cóż…- westchnęła, stojąca obok, Mira.- W końcu są rodziną.

- Na szczęście to tylko jedna dziura.- mina mężczyzny zrzedła, gdy Dreyar wyważył drzwi, wracając do walki.- Zamorduje ich.

             Zaklęła cicho, kiedy znów ruszył na nią. Powoli kończyła jej się cierpliwość.

-Koniec zabawy.- warknęła.- Sekretna technika Smoczego zabójcy Księżyca: Srebrzysta Lilia: Księżycowy Armagedon!- wszystko pociemniało, a nad walczącymi pojawiła się ogromna księżycowa tafla, z której wystrzelił słup jasnego światła. Bruk w pobliżu popękał i uniósł się w górę, a obserwujących pojedynek członków gildii odrzuciło. Kiedy wszystko wróciło do normy, wszyscy ujrzeli ogromny krater, a na jego dnie nieprzytomnego blondyna i klęczącą na ziemi Nemu.

            Wpatrywała się w nieprzytomnego chłopaka z niedowierzeniem. Coś za łatwo jej poszło. Uniosła w górę pięść. Zaraz sama padła na ziemie, tracąc kontakt z rzeczywistością. Była wyczerpana.


Zaraz wstawie jeszcze coś. Liczę na komentarze.

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Tora z Duchów: 2

Witam znowu. I kolejna dłuższa przerwa. Sorka. No nic wstawiam kolejny rozdzialik.








2



- Tora, musimy pogadać.- słysząc Sive, odłożyłam czytaną książkę i wzięłam miecz z biurka.


- O co chodzi?- spytałam, siadając na łóżku.


-O turniej. Naprawdę chcesz wziąć w tym udział?- ta niepewność w jego głosie ciut mnie zaskoczyła.


- Tak. Chcę pokazać, że nie jestem taka słabiutka.- wyjawiłam po chwili namysłu.


- Kto powiedział, że jesteś słaba?- gdyby mógł, zapewne spojrzałby na mnie jak na idiotkę.


- Nikt.- wzruszyłam ramionami.- Chce sobie coś udowodnić.


- Nie przekonam cię.- westchnął ze zrezygnowaniem.- Możesz na mnie liczyć.


            Zamrugałam parę razy. Czy ja dobrze słyszę? Siva oferuje mi swoją pomoc? Mam chyba omamy.


- Dziękuje.- uśmiechnęłam się delikatnie i, uprzednio zawieszając miecz na plecach, opuściłam sypialnie.


            Idąc do auli, nuciłam wesoło pod nosem. O tej porze na korytarzach kompleksu panował tłok. Spora część młodszych powtarzała przed zajęciami. W końcu nie mogliśmy opuszczać terenów Zakonu, więc to tu kończyliśmy szkołę i studiowaliśmy. Dopiero, kiedy starszyzna ogłaszała, że dana osoba była po szkoleniu, mieliśmy możliwość powrotu do zwykłego świata. Ci, którzy decydowali się zostać, byli nazywani Strażnikami.


            Podeszłam do stolika i wpisałam swoje nazwisko na liste.


- Tora-senpai?- usłyszałam i odwróciłam się.


            Za mną stały dwie dziewczyny, rok czy dwa młodsze. Jedna nazywała się Taylor, a druga Brianna. Chyba…


- Cześć. Stało się coś?- spytałam.


            Ta pierwsza spłonęła rumieńcem i spojrzała na mój miecz.


- Czy Siva-san chciałby ze mną potrenować?- wymamrotała, a ja podrapałam się po głowie. Kolejna. Czy każda panna, oprócz mnie buja się w Sivie? Matko, to chyba ósma w tym tygodniu.


- Wiesz…- z zakłopotaniem zaczęłam skubać bransoletkę.- Ostatnio nie chciał ze mną trenować, ale może z tobą poćwiczy.- zanim zdążyłam, chociażby dotknąć pokrowca, on pojawił się obok.


            Taylor przypominała teraz dojrzałego pomidora. Brianna spojrzała na nas z ogniem w oczach.


- Taylor wyzywa was na Pojedynek Ognia!- wrzasnęła, a ja westchnęłam.


            Pojedynek Ognia był tradycją Zakonu. Walczący stawiali na szali swoje bronie, czyli mogłam stracić Sive. Od początku mojej kariery miałam już 65 wyzwań, ale jeszcze nie przegrałam. Nigdy też nie odbierałam przeciwnikowi broni.


- To prawda?- zimny głos mojego partnera sprowadził mnie na ziemie. Czerwona dziewczyna skinęła głową. Spojrzeliśmy na siebie.- Wyzwanie przyjęte.- brunet odetchnął ciężko.- Za pół godziny na arenie.- dodał na odchodne. Odszedł od nas, ale kiedy zdał sobie sprawę, że nie idę za nim przystanął.- Tora! Ruchy!


- Tak, tak. Idę.- dogoniłam go i ruszyliśmy na arenę.


Data nowego rozdziału: 27.06.14.
Postaram się dotrzymać obietnicy. Jeśli cos by się stało zawiadomię.