Rozdział
3
Siedziała
na jednym z wysokich krzeseł oparta plecami o bar i, z mieszaniną
czułości i dezaprobaty, obserwowała swoich nakama. Znowu cieszyła
się razem z nimi i wraz z nimi cierpiała. Ponownie była członkinią
rodziny, walczącej ramie w ramie z wszelkimi przeszkodami.
Przesunęła
spojrzeniem po członkach gildii, zauważając u niektórych więcej
znamion walki niż zapamiętała. Nab, dla przykładu zapłaciła za
całą ta wojnę prawą ręką, a Gajeel stracił lewe oko. Kiedy
Żelazny Smoczy Zabójca zorientował się, że mu się przygląda,
posłał jej swój zwyczajowy, sarkastyczny uśmieszek i skinął
krótko głową. W
odpowiedzi pogroziła mu żartobliwie pięścią.
Z
rozbawionym prychnięciem obróciła się z powrotem do baru i,
opierając głowę na dłoniach, zaczęła studiować wszystkie sęki
i rysy, które pojawiły się na drewnianej powierzchni podczas lat
użytkowania. Jej myśli mimowolnie odpłynęły do lat jej
nieobecności. Wspominała
ludzi, którzy pomagali jej, kiedy z głodu słaniała się na
nogach, lub dawali dach nad głową i ciepłą herbatę w deszczowe
dni. Szybkie odejścia bez pożegnania i wyjazdy z miasta na wozach
kupieckich. W pewnym sensie, nawet jeśli nie raz miała problem ze
zorganizowaniem sobie zajęcia lub typowych przedmiotów, czuła się
dobrze. Była wolna i to czyniło ją szczęśliwą.
-
Długo zamierzasz się chować?- uniosła głowę, a Mira posłała
jej szeroki, pokrzepiający uśmiech.- Wszyscy cieszą się, że
wróciłaś.
-
Nie chowam się.- prychnęła, odgarniając kilka kosmyków z czoła.-
Po prostu mi dziwnie. Powinniście mnie nienawidzić! Wyrzucić,
pozbyć się! Chociaż zwyzywać!- łzy zebrały jej się w oczach,
więc znowu opuściła głowę.- A wy przyjęliście mnie jak gdyby
nigdy nic, Jakbym po prostu wróciła z długiej misji.- w gardle
pojawiła się gula utrudniająca mówienie, a na policzkach pojawiły
się pierwsze mokre ślady.
-
Głupia.- usłyszała za sobą i poczuła dużą ciepłą dłoń na
głowie.- Najważniejsze,
ze wróciłaś, bekso.- Laxus lekko potarmosił jej włosy, drugą
ręką opierając się o blat. Obrócił ją do siebie i podniósł
jej podbródek.- Długo będziesz ryczeć, dzieciaku?
-
Zgiń, przepadnij.- wyszlochała, ocierając twarz i walcząc z
uśmiechem.- Dzięki, draniu.
-
Hm?- tuż obok pojawił się Kai
i jednym spojrzeniem ocenił stan przyjaciółki.- Coś jej zrobił,
cholerny draniu?!- złapał blondyna za koszulę, próbując zasłonić
sobą Nemu.- Dlaczego płacze?!
Zanim
którekolwiek zareagowało wokół baru zebrał się spory tłumek,
próbujący zrozumieć powód płaczu Smoczej Zabójczyni i jakoś ją
pocieszyć. Widząc to przejęcie i ciepło z jakim do niej
podchodzą, mimo tego co im zrobiła, rozbeczała się znowu. Tym
razem na dobre.
-
Kocham was ludzie!- krzyknęła jękliwie.- Tak bardzo was wszystkich
kocham!
Przez
chwile panowała między nimi cisza, ale w końcu ktoś zaczął się
śmiać, a za nim poszli następni. Juvia i Erza przepchnęły się
przez tłum i zaczęły uspokajać zapłakaną, co na niewiele się
zdało, bo same ryczały jak bobry.
-
A tak nie będzie szybciej?- zapytała wskazując na inną linie, niż
ta wybrana przez chłopaka.- Co prawda czeka nas przesiadka w
Omnibus, ale i tak będziemy na miejscu prawie półtorej godziny
szybciej.
-
Weź pod uwagę, że między przyjazdem jednego pociągu i odjazdem
drugiego mamy tylko dwie minuty.- zauważył, ruchem głowy dziękując
Mirze, która doniosła jemu piwo, a dziewczynie duży kubek gorącej
czekolady.- Wystarczy minuta spóźnienia i po nas.
-
Jesteś pesymistą, Laxus.- wytknęła mu, upijając łyk napoju i
sięgając po pocky z talerza, stojącego na jednym z rogów mapy
tras kolejowych.
-
Realistą.- poprawił ją, powtarzając jej ruch.- Zresztą, skoro
jedziesz ze mną, na pewno coś pójdzie nie tak.
-
Twój pesymizm nie zna granic.- skwitowała, odchylając się do tyłu
i zauważając szybko zbliżającą się postać.- Twoja dziewczyna
tu idzie. Wygląda jakby miała mnie zabić. Spadam. Dogadamy
wszystko jutro. I Tak nie odjedziemy dopóki Raijinshu nie wrócą.-
czym prędzej ulotniła się, zabierając ze sobą czekoladę i
pocky. Podeszła do baru i usiadła między Lucy a Biscą.
-
O czym gadałaś z Laxusem?- zapytała blondynka, wolno sącząc sok
pomarańczowy.- Byliście tym tak zajęci, ze nawet nie zauważył,
że Cana wypala mu dziurę w plecach spojrzeniem.- zachichotała,
widząc jak para zaczyna ostrą wymianę zdań.
-
Jadę z nim i jego gwardią przyboczną na misje. Będzie ciekawie.-
uśmiechnęła się , obracając się kilka razy na krzesełku.-
Próbujemy ustalić trasę, ale jest mój optymizm kontra jego
realizmo-pesymizm. Czyli bez Freeda do niczego nie dojdziemy, bo się
będziemy wzajemnie wykluczać- stwierdziła z głośnym
westchnieniem.- A Cana mnie chyba nie lubi.- dodała po chwili.
-
No wiesz, dopóki nie wróciłaś nie miała żadnej poważnej
konkurencji.- zaśmiała się snajperka, a Nemu posłała jej
zaskoczone spojrzenie.- Nie mów, że nie wiesz, o czym mówię.-
wytknęła, ale widząc zagubienie na jej twarzy, wytrzeszczyła
oczy.- Weź nie żartuj!
-
Ale ja poważnie nie wiem.- broniła się Smocza Zabójczyni.- Co ja
mam do jej związku?
-
To, ze Laxus obchodzi się z tobą delikatnie.- wtrąciła się Mira.
-
Delikatnie?- prychnęła, krzyżując ręce na piersiach.- Moje
siniaki mówią co innego.
-
Ale nie zaprzeczysz, że nie walczył na poważnie.- poparła
białowłosą Lucy.
-
Mów co chcesz on jest w stosunku do ciebie miękki jak masło w
piekarniku.- dołączyła Laki, a reszta pokiwała zgodnie głowami.
-
Wszystkie macie omamy, moje panie.- różowowłosa przewróciła
oczami.- On traktuje mnie tak jak wszystkich.
-
Proszę cię!- Levi też wtrąciła swoje trzy grosze.- Masz z nim
lepszy kontakt niż Cana. Tylko przy tobie zachowuje się tak…-
przez chwilę, szukała odpowiedniego słowa.
-
Opiekuńczo.- poddała Erza, dosiadając się do towarzystwa.- Bądź
co bądź, tylko obecność Nemu aktywuje w nim instynkt opiekuńczy.
-
Płacz Cany by zignorował, a jak Nemu zachlipała zaraz znalazł się
obok.- dodała barmanka. Reszta od razu gorliwie jej potaknęła.
-
Dosyć!- wrzasnął nagle jeden z obiektów dyskusji.- Znajdźcie
sobie inny temat, co?- poprosiła je.- Na przykład Natsu i Lucy,
albo Gray z Juvią.- obie wspomniane gwałtownie oblały się
rumieńcami,a uwaga damskiego zbiorowiska przeniosła się na nie.
Nemu zadowolona z chwili wolności, wymknęła się z gildii i
ruszyła do miejsca, którego od powrotu jeszcze nie odwiedziła,
mimo że minęły już prawie dwa tygodnie. Zahaczywszy jeszcze o
kwiaciarnie, ruszyła na cmentarz, a tam alejkami, do części
wydzielonej dla ich gildii. Od reszty przybytku oddzielał ją niski
murek i kamienna brama z wyblakłym godłem i wyrytą nazwą.
Najpierw skierowała się do największego pomnika, symbolizującego
miejsce pochówku ich starego Mistrza. Położyła na kamiennej
płycie kilka kwiatów i w milczeniu utkwiła wzrok w płycie.
Poczuła, jak wypełnia ją smutek i żal, wymieszane z gniewem i
tęsknotą.
Makarov
Dreyar
X696-X793
Umarł
w walce, chroniąc tych, którzy sami ochronić się nie mogli.
Wspaniały
Mistrz, mag i opiekun. Twoja gildia dziękuję Ci, za wszystko, co
dla nas zrobiłeś!
-Wróciłam,
dziadku.- wyszeptała, przełykając dławiącą gule.- Przeprasza,że
odeszłam bez pożegnania i że odwiedzam cię dopiero teraz. Po
prostu jestem tchórzem. Ale to już wiesz. Jetem pieprzonym
tchórzem, który zamiast ponieść odpowiedzialność za swoje winy
ucieka. Zabawne, prawda?- zaśmiała się bez krzty wesołości.-
Zawsze myślałam, że jestem odważna, ale byłam po prostu głupia.
Dopiero tyle złego musiało się zdarzyć, żebym uświadomiła
sobie, jak wielkim śmieciem byłam i jestem.- przerwała na chwile,
biorąc jeden, głęboki oddech.- Przyszłam ci podziękować,
dziadku. Dziękuję za wszystko, co zrobiłeś dla mnie i Natsu. Że
przyjąłeś nas do rodziny i dbałeś o nas. Teraz kiedy wiem
wszystko, jestem pewna, że było to cięższe niż się wydaje.
Przepraszam i dziękuję.- pokłoniła się przed pomnikiem i ruszyła
dalej.
Odwiedziła
kolejno groby Jeta, Maxa, Wacaby, Kinany, Warrena i kilkunastu
innych. Na koniec zatrzymała się przy małej mogile, która stała
tam już od dawna. Najpierw zupełnie niepotrzebnie, ale od czterech
lat upamiętniając kolejną ofiarę wojny.
-
Przepraszam, Lissano.- wyszeptała, kładąc ostatni kwiat i ruszając
ku wyjściu. Taki przynajmniej miała zamiar, ale uniemożliwił jej
to ogromny mężczyzna, stojący za nią.- Wybacz, Elfmanie.-
wyminęła go i opuściła cmentarz w bramie natykając się na
brata.- A ty co tu robisz?
-
Czekam na ciebie.- wyciągnął do niej ręce i objął siostrę
pozwalając jej się wypłakać.- Wiedziałem, że w końcu będziesz
musiała tu przyjść. Poczucie winy cie zmusi.- odsunął ją lekko
i spojrzał prosto w oczy.- Ale to nie twoja wina. Zrobiłaś co
uważałaś za słuszne. Każdy popełnia błędy, a tylko dzięki
tobie dowiedzieliśmy się prawdy. Więc nie obwiniaj się.
-
Wiem.- mruknęła, ocierając oczy i pociągając nosem. Nagle na jej
głowę spadła kropla, a za nią poleciały następne. Rozpętała
się ulewa, zmywając z twarzy dziewczyny ślady łez i poczucia
winy, które męczyło ją od tych czterech długich lat. Uśmiechnęła
się i stali tak, dopóki zimno nie zaczęło dawać się jej we
znaki. Dopiero wtedy wrócili do domu. Przemoknięci, ale szczęśliwi
i spokojni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz