Obserwował,
jak trolle przygotowują się do walki, pławiąc się w poczuciu
wyższości nad tymi prostymi stworzeniami. Cofnął się w głąb
groty, kiedy promienie słońca padły na ziemie tuż przy jego
butach. To była największa wada tego pustynnego terenu. Ale tym
razem stanowiła też pewnego rodzaju atut.
Dowódcą
Łowców, wedle jego informacji, był młody dhampir, a one, jak i
czystej krwi wampiry, były podatne na działanie słońca. Jeśli
więc nie chcieli stracić Stratega, musieli poruszać się po
zmroku. Ta świadomość zapewniła mu złudne poczucie
bezpieczeństwa i spokoju.
Rothan
był pewny siebie. Aż za bardzo.
Zatrzymali
się dobre półtora kilometra od Ostrych Szczytów. Roy chodził
niespokojnie w tą i z powrotem rozpierany energią. Jako jedyny, nie
musiał martwić się przygotowaniem broni, ale czekanie, aż
pozostali się przygotują irytowało go. Zwłaszcza, że
poszukiwanym był wampir.
Nagle
jego wzrok przykuła El, siedząca po turecku na suchej ziemi.
Rysowała palcem po piasku delikatne, powyginane symbole. Chwile
zajęło mu rozpoznanie w nich liter z pisma neriad. Wiedział, jak
wyglądają chociaż nie potrafił ich odczytać. Podszedł do niej i
przysiadł obok, rzucając cień na znaki.
-
Co piszesz, kundlu?- zapytał z typową dla siebie złośliwością.
-
Że cuchniesz mokrym psem.- odparła, marszcząc nosek.- Czego
chcesz?
-
Nudzę się.- spojrzał w kierunku Savanny, pochłoniętej rozmową z
Chasem.- Kiedy ruszamy dalej?
-
Jak wszyscy będą gotowi.- burknęła podnosząc się i otrzepując
ubranie z drobnego piasku.- A ty już obniuchałeś każdy kamyk w
okolicy?- zmrużył oczy, gromiąc ją wzrokiem. Jak ona może być
tak złośliwa?
-
To twoje zadanie, kundlu.- prychnął, a Tropicielka wykonała gest
określany w międzygatunkowej etykiecie jako, delikatnie mówiąc,
obraźliwy.
Savanna
siedziała na ziemi, dokładnie owinięta płaszczem i zdawało się,
że obserwowała sprzeczkę El i Roya. Tak naprawdę jednak, jej
myśli krążyły wokół nadchodzącego starcia. Plan, który
ułożyła był prosty, ale właśnie w tym aspekcie tkwiła jego
siła. Im bardziej skomplikowana strategia, tym więcej rzeczy
mogłoby pójść nie tak. Analizowała miliony, bardziej lub mniej,
możliwych scenariuszy, szukając jakiegoś szczegółu, który mogła
pominąć. I który mógł doprowadzić do tragedii.
-
Ej! Ziemia do Savy!- jak przez mgłę dotarł do niej głos Chasea.-
Wracaj do nas!
-
Jestem.- potrząsnęła głową, rejestrując, że Snajper siedzi
obok niej.- Mówiłeś coś?
-
Tylko, że za dużo myślisz.- klepnął ja w ramię i wyszczerzył
wszystkie zęby w beztroskim uśmiechu.- Wszystko będzie dobrze,
panikaro. Poradzimy sobie.
-
Jestem aż tak przewidywalna?- zapytała skonsternowana.
-
Albo po prostu za dobrze cie znam.- podniósł się i wyciągnął
dłoń do Strateg.- Uwierz w nas choć trochę.
-
Wierzę, wierzę.- założyła za ucho kosmyk włosów i przyjęła
pomoc przyjaciela.- Zbierz wszystkich. Zaraz wyruszamy.
Nagły
rumor odciągnął Rothana od planowania podboju. Co te trolle
wyprawiają?! Zdawał sobie sprawę, że jego podwładni do istot
szczególnie inteligentnych nie należą, ale nie były chyba ma tyle
głupie, by samemu się znokautować. Tak przynajmniej uważał,
dopóki nie stanął na granicy cienia.
Cały
oddział leżał pozbawiony przytomności. Niepokój wzbudzał brak,
jakichkolwiek śladów walki. Rozejrzał się uważnie tylko dzięki
wampirzemu refleksowi zdołał uniknąć długiej, czarnej strzały,
która miała wbić się w jego pierś. Wzrokiem odszukał łucznika,
okrytego czarną peleryną. Nie zdołał jednak przyjrzeć mu się
bliżej, gdyż znad wejścia zeskoczyły dwie podobnie ubrane
postacie. Zdołał umknąć przed pięścią jednego, ale drugi
podciął mu nogi, powalając na plecy. Chciał się podnieść, ale
uniemożliwił mu to drobniejszy napastnik, wbijając kolana w
mostek. Rothan zakrztusił się przez niespodziewany nacisk i
spróbował zrzucić chłopaka. Zrezygnował z walki, kiedy zimne
srebro musnęło jego szyję. Wampiry trudno zabić, ale dekapitacja
działała równie skutecznie, co w przypadku innych gatunków.
-
Nie szarp się.- pod obszernym kapturem błysnęły brązowe oczy.-
Mam w zanadrzu stal święconą.
-
Skończ się wydurniać.- warknął wyższy, a z cienia wyglądały
złote oczy z pionowymi źrenicami.- Zwiąż go i po kłopocie.
Po
chwili wampir siedział przy ścianie, obwiązany liną, której
żadnym sposobem nie potrafił rozerwać. Dwaj wojownicy przemierzali
korytarze, cały czas mając go jednak na oku. Zdążył już
przekonać się, że nie warto ryzykować ucieczki. Elfi młodzik
mógł pochwalić się ponad przeciętnie celnym rzutem, a wilkołak
tylko szukał pretekstu, by móc go rozszarpać. Co kilka minut w
jaskini pojawiał się czarownik, wymieniał z nimi kilka szeptanych
uwag i wychodził. Rothanowi nie podobała się obecna sytuacja, a na
samą myśl o karze, jaką zgotuje mu Mistrz, po plecach przebiegały
mu dreszcze.
-
Ej, Roy!- rozległo się z korytarza, w którym zniknął elf.-
Możesz się tu przywlec?!
-
Czekaj!- odpowiedział i na chwile wymknął się na zewnątrz,
wracając po minucie z brodatym mężczyzną, trzymającym w dłoni
łuk.- Jeśli zaczepiłeś się o jakieś głazy, to przysięgam, że
urwę ci ten durny łeb!- warknął, idąc śladem Snajpera.
Jednak
już po kilku krokach zrozumiał, że nie chodziło o jakąś
głupotę. Odór starej krwi i gnijącego mięsa nasilał się z
każdą chwilą, a, kiedy dotarł do Chasea, musiał zasłaniać nos
materiałem płaszcza. W miejscu gdzie się zatrzymali, drogę
kończyła szczelina. Dalej korytarz zmieniał się w okrągłą
grotę. Na podłodze, w równych odstępach, leżały ludzkie
szczątki, a ściany zdobiły namalowane krwią znaki.
-
Trzeba sprowadzić tu Savę.- wilkołak skrzywił się, czując, jak
żołądek zaciska się w ciasny węzeł.
-
Cholera!- przeklęła Strateg, zasłaniając nos. Miała wrażenie,
że zemdleje przez ten odór.- Rada mnie za to wykończy.
-
Przecież nie mogłaś wiedzieć.- Chase poklepał ją po ramieniu.
-
Co ze mnie za…- urwała nagle, ruszając między rzędami trupów.-
Zawołaj tu Eliasa i Lunę.- nakazała, przyglądając się symbolom
na ścianach.
-
Znalazłaś coś nowego?- upewnił się, spoglądając na
przyjaciółkę.-, pogrążoną w świecie myśli.
-
Jeszcze nie wiem.- odparła z roztargnieniem, szukając czegoś w
sakwie doczepionej do pasa.- Co ty tu jeszcze robisz?- huknęła,
posyłając mu spojrzenie bazyliszka.
Cerry
nie lubił wart przy bramie. Nudziło go ciągłe sprawdzanie wozów,
ciągnących do Cavendish z różnych stron Środkowego Kontynentu. I
chociaż w czasie zebrania Rady handel miasta niemal zamierał, nadal
sprawdzali wielu podróżnych.
Kiesy
nadszedł czas przerwy, usiadł w cieniu bramy i leniwie odpakował
kawałek placka bakaliowego, który upiekła mu żona. Nagle dojrzał
szybko zbliżającą się siódemkę koni i jednego wilka.
Mimo
powiewającej nad bramą niebieskiej flagi, podróżni nie zatrzymali
się. Cerry odrzucił posiłek , dobywając miecza i wypadł na
środek traktu, potrząsając obnażoną klingą, by odstraszyć
przybyszów. Nagle coś ciężkiego uderzyło go w palce, a ostrze z
metalicznym brzdękiem uderzyło o ziemię. Obok upadł niewielki
czarny kamyczek. Zanim minął pierwszy szok, rozpędzone wierzchowce
okrążyły go, wpadając do miasta. Już miał wszcząć alarm,
kiedy pod jego nogami wylądował zwinięty list obwiązany czerwoną
wstążką i żelaznym symbolem Łowców.
-
Muszę się z nimi spotkać.- Erion zatrzasnął księgę rachunkową,
posyłając Strateg zmęczone spojrzenie.
-
Savanno, ja rozumiem twoje rozdrażnienie…- zaczął, maskując
irytację.- Ale nie mogę wpuścić cię na zebranie. Mogę, co
najwyżej przekazać twój raport.
-
Czyli nic.- burknęła dhampirzyca, przecierając oczy.- Dobra, sama
sobie poradzę.
Trzaskając
drzwiami opuściła gabinet sekretarza, zostawiając starego elfa w
oszołomieniu. Nigdy nie była aż tak nerwowa, a teraz wystarczyło
jedno krzywe spojrzenie, by wytrącić ją z równowagi. Kroczyła
przez korytarz niczym burza, ciskając z oczu piorunami. Wojskowi i
urzędnicy umykali na boki, byle tylko nie stać się ofiarą złego
humoru mistrzyni strategii.
Ale
jedna osoba widocznie nie posiadała woli przetrwania. Lub instynktu
samozachowawczego.
-
Ej, Sava!- jasnowłosy wampir wypadł z jednej z komnat i w mgnieniu
oka dopadł do dziewczyny.- Niosę pozdrowienia od ojca.
-
Milcz, jak do mnie mówisz!- spojrzenie, które mu posłała
wystraszyło by na śmierć każdego normalnego człowieka.- Dannyl,
naprawdę nie mam nastroju, by rozma…- przerwała nagle, a potem
uśmiechnęła się przymilnie do przedstawiciela wampirzej
społeczności w Radzie.- Zrobisz coś dla mnie?
-
Czy grozi mi śmierć lub inne nieprzyjemne konsekwencje?- zapytał
nieufnie.- Bo coś nie do końca ufam twoim pomysłom.
-
Jak możesz?!- obruszyła się.
-
To w końcu ty wrobiłaś mnie w tą robotę.
-
Żebyś się w końcu do czegoś przydał, obiboku jeden!- fuknęła.-
Zresztą nieważne. Przyniosę ci potem raport, który musi zostać
bezwzględnie poruszony na spotkaniu.
-
A jeśli tego nie zrobię?
-
Wtedy zmienię twoje życie w piekło na wiele różnych sposobów.-
posłała mu szeroki uśmiech, kontrastujący z grobowym tonem.
-
Dobra.- westchnął ciężko.- Robię to tylko dla ciebie, księż…
-
Dokończ, a wykończę cię w tej minucie.- ostrzegła, zakładając
ręce na piersiach.- Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć.-
klepnęła go w plecy i pomknęła do kwater Łowców.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz