poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Łowcy: Rozdział 2


Obserwował, jak trolle przygotowują się do walki, pławiąc się w poczuciu wyższości nad tymi prostymi stworzeniami. Cofnął się w głąb groty, kiedy promienie słońca padły na ziemie tuż przy jego butach. To była największa wada tego pustynnego terenu. Ale tym razem stanowiła też pewnego rodzaju atut.

Dowódcą Łowców, wedle jego informacji, był młody dhampir, a one, jak i czystej krwi wampiry, były podatne na działanie słońca. Jeśli więc nie chcieli stracić Stratega, musieli poruszać się po zmroku. Ta świadomość zapewniła mu złudne poczucie bezpieczeństwa i spokoju.

Rothan był pewny siebie. Aż za bardzo.



Zatrzymali się dobre półtora kilometra od Ostrych Szczytów. Roy chodził niespokojnie w tą i z powrotem rozpierany energią. Jako jedyny, nie musiał martwić się przygotowaniem broni, ale czekanie, aż pozostali się przygotują irytowało go. Zwłaszcza, że poszukiwanym był wampir.

Nagle jego wzrok przykuła El, siedząca po turecku na suchej ziemi. Rysowała palcem po piasku delikatne, powyginane symbole. Chwile zajęło mu rozpoznanie w nich liter z pisma neriad. Wiedział, jak wyglądają chociaż nie potrafił ich odczytać. Podszedł do niej i przysiadł obok, rzucając cień na znaki.

- Co piszesz, kundlu?- zapytał z typową dla siebie złośliwością.

- Że cuchniesz mokrym psem.- odparła, marszcząc nosek.- Czego chcesz?

- Nudzę się.- spojrzał w kierunku Savanny, pochłoniętej rozmową z Chasem.- Kiedy ruszamy dalej?

- Jak wszyscy będą gotowi.- burknęła podnosząc się i otrzepując ubranie z drobnego piasku.- A ty już obniuchałeś każdy kamyk w okolicy?- zmrużył oczy, gromiąc ją wzrokiem. Jak ona może być tak złośliwa?

- To twoje zadanie, kundlu.- prychnął, a Tropicielka wykonała gest określany w międzygatunkowej etykiecie jako, delikatnie mówiąc, obraźliwy.

Savanna siedziała na ziemi, dokładnie owinięta płaszczem i zdawało się, że obserwowała sprzeczkę El i Roya. Tak naprawdę jednak, jej myśli krążyły wokół nadchodzącego starcia. Plan, który ułożyła był prosty, ale właśnie w tym aspekcie tkwiła jego siła. Im bardziej skomplikowana strategia, tym więcej rzeczy mogłoby pójść nie tak. Analizowała miliony, bardziej lub mniej, możliwych scenariuszy, szukając jakiegoś szczegółu, który mogła pominąć. I który mógł doprowadzić do tragedii.

- Ej! Ziemia do Savy!- jak przez mgłę dotarł do niej głos Chasea.- Wracaj do nas!

- Jestem.- potrząsnęła głową, rejestrując, że Snajper siedzi obok niej.- Mówiłeś coś?

- Tylko, że za dużo myślisz.- klepnął ja w ramię i wyszczerzył wszystkie zęby w beztroskim uśmiechu.- Wszystko będzie dobrze, panikaro. Poradzimy sobie.

- Jestem aż tak przewidywalna?- zapytała skonsternowana.

- Albo po prostu za dobrze cie znam.- podniósł się i wyciągnął dłoń do Strateg.- Uwierz w nas choć trochę.

- Wierzę, wierzę.- założyła za ucho kosmyk włosów i przyjęła pomoc przyjaciela.- Zbierz wszystkich. Zaraz wyruszamy.



Nagły rumor odciągnął Rothana od planowania podboju. Co te trolle wyprawiają?! Zdawał sobie sprawę, że jego podwładni do istot szczególnie inteligentnych nie należą, ale nie były chyba ma tyle głupie, by samemu się znokautować. Tak przynajmniej uważał, dopóki nie stanął na granicy cienia.

Cały oddział leżał pozbawiony przytomności. Niepokój wzbudzał brak, jakichkolwiek śladów walki. Rozejrzał się uważnie tylko dzięki wampirzemu refleksowi zdołał uniknąć długiej, czarnej strzały, która miała wbić się w jego pierś. Wzrokiem odszukał łucznika, okrytego czarną peleryną. Nie zdołał jednak przyjrzeć mu się bliżej, gdyż znad wejścia zeskoczyły dwie podobnie ubrane postacie. Zdołał umknąć przed pięścią jednego, ale drugi podciął mu nogi, powalając na plecy. Chciał się podnieść, ale uniemożliwił mu to drobniejszy napastnik, wbijając kolana w mostek. Rothan zakrztusił się przez niespodziewany nacisk i spróbował zrzucić chłopaka. Zrezygnował z walki, kiedy zimne srebro musnęło jego szyję. Wampiry trudno zabić, ale dekapitacja działała równie skutecznie, co w przypadku innych gatunków.

- Nie szarp się.- pod obszernym kapturem błysnęły brązowe oczy.- Mam w zanadrzu stal święconą.

- Skończ się wydurniać.- warknął wyższy, a z cienia wyglądały złote oczy z pionowymi źrenicami.- Zwiąż go i po kłopocie.

Po chwili wampir siedział przy ścianie, obwiązany liną, której żadnym sposobem nie potrafił rozerwać. Dwaj wojownicy przemierzali korytarze, cały czas mając go jednak na oku. Zdążył już przekonać się, że nie warto ryzykować ucieczki. Elfi młodzik mógł pochwalić się ponad przeciętnie celnym rzutem, a wilkołak tylko szukał pretekstu, by móc go rozszarpać. Co kilka minut w jaskini pojawiał się czarownik, wymieniał z nimi kilka szeptanych uwag i wychodził. Rothanowi nie podobała się obecna sytuacja, a na samą myśl o karze, jaką zgotuje mu Mistrz, po plecach przebiegały mu dreszcze.

- Ej, Roy!- rozległo się z korytarza, w którym zniknął elf.- Możesz się tu przywlec?!

- Czekaj!- odpowiedział i na chwile wymknął się na zewnątrz, wracając po minucie z brodatym mężczyzną, trzymającym w dłoni łuk.- Jeśli zaczepiłeś się o jakieś głazy, to przysięgam, że urwę ci ten durny łeb!- warknął, idąc śladem Snajpera.

Jednak już po kilku krokach zrozumiał, że nie chodziło o jakąś głupotę. Odór starej krwi i gnijącego mięsa nasilał się z każdą chwilą, a, kiedy dotarł do Chasea, musiał zasłaniać nos materiałem płaszcza. W miejscu gdzie się zatrzymali, drogę kończyła szczelina. Dalej korytarz zmieniał się w okrągłą grotę. Na podłodze, w równych odstępach, leżały ludzkie szczątki, a ściany zdobiły namalowane krwią znaki.

- Trzeba sprowadzić tu Savę.- wilkołak skrzywił się, czując, jak żołądek zaciska się w ciasny węzeł.



- Cholera!- przeklęła Strateg, zasłaniając nos. Miała wrażenie, że zemdleje przez ten odór.- Rada mnie za to wykończy.

- Przecież nie mogłaś wiedzieć.- Chase poklepał ją po ramieniu.

- Co ze mnie za…- urwała nagle, ruszając między rzędami trupów.- Zawołaj tu Eliasa i Lunę.- nakazała, przyglądając się symbolom na ścianach.

- Znalazłaś coś nowego?- upewnił się, spoglądając na przyjaciółkę.-, pogrążoną w świecie myśli.

- Jeszcze nie wiem.- odparła z roztargnieniem, szukając czegoś w sakwie doczepionej do pasa.- Co ty tu jeszcze robisz?- huknęła, posyłając mu spojrzenie bazyliszka.



Cerry nie lubił wart przy bramie. Nudziło go ciągłe sprawdzanie wozów, ciągnących do Cavendish z różnych stron Środkowego Kontynentu. I chociaż w czasie zebrania Rady handel miasta niemal zamierał, nadal sprawdzali wielu podróżnych.

Kiesy nadszedł czas przerwy, usiadł w cieniu bramy i leniwie odpakował kawałek placka bakaliowego, który upiekła mu żona. Nagle dojrzał szybko zbliżającą się siódemkę koni i jednego wilka.

Mimo powiewającej nad bramą niebieskiej flagi, podróżni nie zatrzymali się. Cerry odrzucił posiłek , dobywając miecza i wypadł na środek traktu, potrząsając obnażoną klingą, by odstraszyć przybyszów. Nagle coś ciężkiego uderzyło go w palce, a ostrze z metalicznym brzdękiem uderzyło o ziemię. Obok upadł niewielki czarny kamyczek. Zanim minął pierwszy szok, rozpędzone wierzchowce okrążyły go, wpadając do miasta. Już miał wszcząć alarm, kiedy pod jego nogami wylądował zwinięty list obwiązany czerwoną wstążką i żelaznym symbolem Łowców.



- Muszę się z nimi spotkać.- Erion zatrzasnął księgę rachunkową, posyłając Strateg zmęczone spojrzenie.

- Savanno, ja rozumiem twoje rozdrażnienie…- zaczął, maskując irytację.- Ale nie mogę wpuścić cię na zebranie. Mogę, co najwyżej przekazać twój raport.

- Czyli nic.- burknęła dhampirzyca, przecierając oczy.- Dobra, sama sobie poradzę.

Trzaskając drzwiami opuściła gabinet sekretarza, zostawiając starego elfa w oszołomieniu. Nigdy nie była aż tak nerwowa, a teraz wystarczyło jedno krzywe spojrzenie, by wytrącić ją z równowagi. Kroczyła przez korytarz niczym burza, ciskając z oczu piorunami. Wojskowi i urzędnicy umykali na boki, byle tylko nie stać się ofiarą złego humoru mistrzyni strategii.

Ale jedna osoba widocznie nie posiadała woli przetrwania. Lub instynktu samozachowawczego.

- Ej, Sava!- jasnowłosy wampir wypadł z jednej z komnat i w mgnieniu oka dopadł do dziewczyny.- Niosę pozdrowienia od ojca.

- Milcz, jak do mnie mówisz!- spojrzenie, które mu posłała wystraszyło by na śmierć każdego normalnego człowieka.- Dannyl, naprawdę nie mam nastroju, by rozma…- przerwała nagle, a potem uśmiechnęła się przymilnie do przedstawiciela wampirzej społeczności w Radzie.- Zrobisz coś dla mnie?

- Czy grozi mi śmierć lub inne nieprzyjemne konsekwencje?- zapytał nieufnie.- Bo coś nie do końca ufam twoim pomysłom.

- Jak możesz?!- obruszyła się.

- To w końcu ty wrobiłaś mnie w tą robotę.

- Żebyś się w końcu do czegoś przydał, obiboku jeden!- fuknęła.- Zresztą nieważne. Przyniosę ci potem raport, który musi zostać bezwzględnie poruszony na spotkaniu.

- A jeśli tego nie zrobię?

- Wtedy zmienię twoje życie w piekło na wiele różnych sposobów.- posłała mu szeroki uśmiech, kontrastujący z grobowym tonem.

- Dobra.- westchnął ciężko.- Robię to tylko dla ciebie, księż…

- Dokończ, a wykończę cię w tej minucie.- ostrzegła, zakładając ręce na piersiach.- Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć.- klepnęła go w plecy i pomknęła do kwater Łowców.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz